O tym, że wciąż jestem jakby w żałobie

Rzuciłam okiem na okładkę ostatnich "Wysokich Obcasów". Cytat: Kiedy zostajemy matkami, umieramy. - Żeby tylko kryło się za tym więcej, niż słaba prowokacja - pomyślałam.

Cytat pochodzi z wywiadu z pisarką, Rachel Cusk. Cała ta rozmowa, ta kobieta, jej słowa - to wszystko jest mi bliskie. Nie dajcie się zwieść temu cytatowi, to tekst na okładkę. Jest chwytliwy, zaciekawia, pewnie także niektórych oburza. A Rachel ma dużo więcej do powiedzenia. Ale co ja będę Wam mówić, sami poczytajcie... Tekst TU


Nie będę się odnosić do każdej wypowiedzi, choć mogłabym. Mogłabym też noce całe przegadać z kobietami, które słuchają, myślą i rozmawiają ze sobą, a nie tylko licytują się umiejętnościami swoich maluchów, roztaczają wizję cudownego, beztroskiego macierzyństwa i oceniają surowo inne matki.

Pani coś straciła, stając się matką?
Wszystko! Każdy traci wszystko. Traci się wolność, sposób, w jaki się żyło, kim się było. To doświadczenie śmierci, umiera twoje stare 'ja', ale potem się odradzasz. Myślę też, że dzięki temu doświadczeniu stajesz się bogatsza, bo wchodzisz do świata, w którym padają prawdziwe pytania o to, co dobre, i o to, co złe. Myślę, że o moralności można zacząć rozmawiać dopiero wtedy, kiedy stajemy się rodzicami.*



Wierzę, że są kobiety, które płynnie wchodzą w swoją nową rolę i nie doznają uczucia smutku, wierzę że są też inne, którym dużo trudniej przychodzi taka zmiana. Są takie, które szczerze mówią, jak się czują - dobrze lub nieco gorzej - są też te, które boją się złamać tzw. zmowę milczenia. Wszak nie wypada nie ekscytować się cudem narodzin...

Z przekonaniem mogę mówić tylko o sobie. Zatem... Przeczytałam sporo książek, odbyłam szereg rozmów, wydawało mi się, że jestem G O T O W A. Mimo wszystko macierzyństwo podcięło mi nogi. Cały połóg leżałam i nie mogłam podnieść się nawet do pozycji klęczącej. Metaforycznie rzecz biorąc. Baby blues bujał mną przez kilka dni. Ciężko przeżywałam żałobę po swoim dawnym życiu i nie mogłam odnaleźć się w nowej roli. Myślę, że wsparcie ze strony M., najbliższej rodziny i kilku kobiet, które doświadczyły początków macierzyństwa w podobny sposób, pozwoliło mi powoli zacząć wstawać.


25 maja 2010 przyszła na świat moja córka, ja jako matka rodzę się wciąż, nie urodziłam się na tamtej porodówce. Codziennie rodzi się we mnie odrobinę więcej Olgi-Matki. Z radością patrzę na to, jak Ewulczita się rozwija, co nie przeszkadza mi wizualizować sobie malutkiego knebelka, kiedy drugą godzinę radośnie gaworzy na cały regulator: bdzia-bdzia-bdzia. Trudno mi być matką, moje dziecko potrafi nieźle mnie wkurzać, tęsknię za dawną 'ja'. Nie jest to kwestia lenistwa czy narzekactwa. Tak po prostu jest. Myślę, że niektóre kobiety tak mają, choć pewnie znalazłaby się silna grupa próbująca mi wmówić, że widać nie dorosłam do tej roli i J A K  JA  T A K  MOGĘ!? Ano mogę. I naprawdę mogę być dobrą matką. Wystarczająco dobrą.


* Nie jestem z waszego plemienia, Agnieszka Jucewicz [w:] "Wysokie Obcasy"nr 45 (598), 15 listopada 2010.

Popularne posty