O tym, że pisanie często przegrywa

Gdyby istniał transfer danych bezpośrednio z mojej głowy do tego bloga, uwierzcie mi, nie nadążalibyście z czytaniem. Taki transfer idealny. Sypałabym notkami, jak z rękawa. Bez wysiłku. Wpisy same układają mi się przy zmywaniu naczyń, podczas przewijania Ewulczity czy mieszaniu w garnku. Ot tak, słyszę pierwsze zdanie, a za nim pcha się kolejne i kolejne. Czasem szukam przymiotnika, coś zmieniam przestawiam, kombinuję. I mam. Temat jest, jakieś przemyślenia też, wpis gotowy. Potem spada mi łyżka, Ewka zaczyna marudzić (lub wyć), dzwoni domofon. I psst. Iskierka zgasła :)


Na pisanie (i robienie zdjęć) potrzeba czasu. Owszem, mogłabym pisać codziennie notatkę o tym, że: wstałam, zjadłam, dziecko przewinęłam, kupa 1, kaszka, kupa 2, piciu, obiadek, spacerek... Mogłabym. Ale po co? Zatem moje pisanie przegrywa często z rozwieszeniem prania podczas drzemki Ewulczity, zrobieniem obiadu czy po prostu nic-nie-robieniem, bo zwyczajnie zasilanie mi padło, a na dodatek jakieś spięcie na obwodach wcześniej było.

Czasem pisanie przegrywa z dobrym spotkaniem. Takim spotkaniem - balsamem. Takie "porażki" lubię. Wczoraj miałam randkę w ciemno-nie-w-ciemno z fotologową Agatą i Patrycją. Najpierw zimne ręce i gula w gardle, lekkie odchylenie do tyłu na krześle. Z upływem czasu moje łokcie coraz bardziej rozpanoszyły się na stole, przechylałam się do przodu i oczarowana słuchałam tych fantastycznych dziewczyn (choć wiadomo - ze stresu paplałam jak najęta :D). Każda z osobna świetna, a razem tworzą niesamowity duet, wzajemnie się uzupełniający. Szaleństwo. Mogłabym długo o tym, ale lubię zostawić sporo dla siebie. Dziękuję, dziewczyny. Mam szczęście, że udało mi się na Was trafić w internecie i że zechciałyśmy przenieść znajomość na kolejny poziom. A tyle jeszcze spraw do przegadania... :)

PS Zdjęć nie mam, czasu nie było i głowy do tego. Byłyśmy w poznańskiej Chimerze (strona www TU), gdzie raczyłyśmy się szarlotką z bezą, kawą latte i herbatą po rosyjsku :)

Popularne posty