Środowa stop-klatka (uwaga, dłużyzna!) :)

Rzuciłam rękawicę szopingowej wyprawie. Mała dłoń w małej rękawiczce wylądowała w mojej dłoni, wózek został w domu. - Raz się żyje! - pomyślałam i wyruszyłam. Najpierw droga do okienka pocztowego. Długa droga, bo i gawron, i pan, i gołębie, i auta brudne, a każde auto ma oko. Kupiłyśmy kopertę i obrałyśmy kierunek - piekarnia. Bo przecież jak wyprawa, to i buła. - A gdzie jest piekarnia? - pytam. - Tam! - mały paluszek wskazuje orientacyjny kierunek. Zgadza się, tam. Idziemy. Dzień dobry, poproszę mleczną bułkę, dziękuję, do widzenia. - Dobdzieba - wykrzykuje mały człowiek. Idzie. Idzie. Rękę trochę wyrywa, ale ja silna jestem, śniadanie duże zjadłam. Idziemy po bilety, bo dziś przejedziemy się tramwajem. Nic że tylko trzy przystanki, skoro... - Bimba! Tuuut-tuuut! W sklepie z biletami lekka niesubordynacja, bo koniecznie, KONIECZNIE trzeba zobaczyć, co w najnowszym numerze "Nie". Sytuacja opanowana, idziemy na tramwaj.


(ja już upocona, z wygiętym kręgosłupem, grzywką przyklejoną do czoła i szpetnym brązowym czymś na podeszwie buta)

Pan motorniczy poczekał! Rzecz to niesłychana! Słońce wychodzi zza chmur i ogólnie robi się ładnie. Ewa sadowi się na tramwajowym siedzisku. Siedzi. Wygląda przez okno. Zadowolona. Już wysiadamy? Już! Teraz clou wyprawy. Galeria. Handlowa (no przecież nie Sztuki, co Wy? ;)). Na pierwszy ogień idzie ogromna choinka i wielkie sanie przy niej stojące. Ewa jest onieśmielona. Stoi.

(przez moment rozprasza ją malutki różowy wózeczek, który tylko na małą chwilkę porywa, ale kiedy grzecznie oddaje sprzęt swojej rówieśniczce - zbiera gromkie oklaski. i ciche westchnienie ulgi, że jednak to - jeszcze? - nie pora afer)

Misje są dwie - księgarnia oraz sklep z wszystkim i niczym. W księgarni poszło dobrze. Było malutkie krzesełko, jakieś misie, książeczki do przeglądania i gwóźdź programu - wielki wózek do przewożenia towaru. I na tym wózku usiadła Ewka i klepiąc w wolne miejsce obok siebie pokrzykiwała: - Op! Op! Op! Przez chwilę kazała się wozić, a potem wróciła do demolki półki z książkami. A ja w tempie błyskawicznym wybierałam książeczki dla znajomych dziewczynek. Jejku, jaki mały wybór! I ile naprawdę brzydkich książek! Dobra, coś upolowałam, do kasy!

(w domu zauważyłam, że w takiej malutkiej książeczce, z twardymi stronami, przeznaczonej dla zupełnych maluchów - w rozdzialiku "W sklepie" jest zdjęcie i podpis - czipsy. i zaklęłam szpetnie pod nosem, że to przegapiłam i zastanowiłam się, czy użyć w tym miejscu czarnego markera.
serio? czipsy? w książce dla maluchów? świat się chyli ku upadkowi...)

Sklep numer dwa. Chwila grozy. Mała rączka wyrywa się i dziewczynka biegnie - z impetem, z werwą, z radością - w stronę bombek! Aaaaaaaaa! O matko, jaki miałam wtedy wyrzut adrenaliny do krwi! :D Ale zdążyłam, złapałam, zmieniłam obszar zainteresowań :) Udało mi się nawet zupełnie tajniacko kupić drewniane puzzle, Ewa - dziobana z wszystkich stron bodźcami - nie zwróciła uwagi, co tam taszczę do kasy :) Znajdzie je pod choinką :)
I jak w księgarni był wózek, tak w tym sklepie były... ruchome schody. Pełne skupienie, jeden krok i... Ewa siada na schodku i jedzie. Potem znowu trzeba wstać i zrobić krok. To sobie pojeździłyśmy w górę i w dół. Co tak miały puste te schody jeździć, jak mogły z nami!

(na tym etapie zakupów przestałam się łudzić, że na mojej twarzy została choć odrobina makijażu i że podkoszulka mi tu i ówdzie wystaje)

Spontaniczna decyzja - idziemy na kawę! Znaczy się ja kawę, a Ewka babeczkę - waniliową z porzeczkami :) Babeczka sucha i Ewa przeżuwa ją ze średnim entuzjazmem, by w końcu zawołać o swoją mleczną bułę i wodę.

To co? Golfik, rękawiczki, kurtka, szalik, czapka. Idziemy...

To dopiero 12.00? :)


PS Dziś Dzień Darmowej Dostawy :) Kto nie wie, niech się dowie i może jeszcze skorzysta :) W tym roku w akcji biorą udział aż 1832 sklepy! My się ustawiliśmy w kolejce do jednego z naszych ulubionych - www.bumzabawki.pl :))

Popularne posty