Wczoraj jakby...

Na wspominki mnie bierze. Dziś oglądałam z Ewą zdjęcia z jej pierwszego półrocza. Ona chichotała wskazując palcem co śmieszniejsze miny, a ja przypominałam sobie ten trudny dla mnie okres. Ciężko było tak bez instrukcji obsługi... Moja przyjaciółka opowiadała mi, że jak musiała swoją córę (noworodka) nakarmić lub przewinąć to się cieszyła, że w końcu wie, co powinna zrobić :) A później odliczała do kolejnego karmienia czy zmiany pieluchy. Doskonale to rozumiem. Ewka była świetna, jej pierwszoplanowa rola warta była/jest każdej nagrody, tylko moja drugoplanówka wypadła na początku naszej wspólnej drogi mizernie, zapracowałam na  Złotą Malinę ;)
Zdecydowanie lepiej się czuję dziś, kiedy siedzę przy stole, a naprzeciwko mnie siedzi mały łobuz z prostą grzywką i lokiem z boku. Ja się pytam: - A tego gofra, Ewa, to chcesz z dżemem, z gruszką czy z cukrem pudrem? A ona, jak gdyby mówiła od zawsze i była tu od zawsze, odpowiada: - Z gjuchą! I szczerzy te swoje zębiska, klepiąc się po brzuchu :)
Odrobinę sentymentalnie teraz będzie. Zdjęciowo. Ta mała naburmuszona smerfetka to Ewa. Ewa, która miała w dniu robienia tej fotografii trzy dni. I była odrobinę żółta :D




Pozostałe zdjęcia są z okresu 1-4 miesiące :)

 
 

 
 
 

Popularne posty