No to wracamy do rzeczywistości...

Z wigilijnych potraw najbardziej smakował jej opłatek, który z werwą wyrwała dziadkowi, nim ten wydukał pół życzenia. Jeśli karuzela, to brązowy konik. I lizak z jarmarku. Im większy, tym lepszy. I żelki, bo muszą być. I ten worek, co czekał za drzwiami. Ten sam worek, co go przeciągnąć przez próg nie umiała. Z masą, MASĄ prezentów! To od tego Mikołaja, co to się w ogóle go nie bała. I wyznała, że go kocha... :) A Wam? Jak mijają/minęły Święta? :) 


Popularne posty