Dinozaur, burza i my

- Przygoda, przygoda, każdej chwili szkoda! - śpiewałyśmy głośno, próbując zagłuszyć burzę i nie zważając na zacinający deszcz. Jechaliście kiedyś w otwartym wagonie kolejki wąskotorowej, przez puste pola, podczas urwania chmury? Burzy? :) A my tak! Przygoda! Trzy matki, czwórka dzieci (najstarsze - niewiele ponad trzy lata), pioruny, woda i piosenka na ustach. Świetnie było! Ale to była końcówka naszej wspólnej wycieczki, która zaczęła się w pełnym słońcu i w zupełnie innym miejscu... Pełnym ostrych pazurów i wielkich zębisk :)



Do ostatniej chwili nie wiedzieliśmy, czy wycieczka dojdzie do skutku. Dzień wcześniej właściwie bez przerwy lało. Jednak rano zajrzało przez nasze okno słońce, a nam nie pozostało nic innego, jak zapakowanie prowiantu i wyruszenie w trasę :) Przystanek pierwszy - Zaurolandia (Park Dinozaurów, Rogowo).



Myślicie, że głowa nam pęka od nadmiaru wiedzy? Że Spinozaur, Diplodok, Lambeozaur? Pfff... Żadnej tablicy z informacjami nie przeczytałam! :) Ewka wpadała (dosłownie) na dinozaura, głaskała go, próbowała na niego wsiąść, liczyła pazury, zaglądała do paszczy i fruuu... biegła do kolejnego. Czasem tylko zatrzymywała się na pojenie ;) Na moment! I biegła dalej! A my za nią! No niczym wizyta w naszej przychodni, u pediatry - oddychać, nie oddychać, buzię otworzyć, do widzenia ;)




A dinozaury fajne, naprawdę. Trochę w cieniu, w lesie, gdzieś za krzakiem. Potężny na łące! Sporo ich tam :) Ale kiedy minęliśmy tego największego i już mieliśmy iść dalej... - Plac zabaw! - krzyknęła i tyle ją widzieliśmy ;)



Bo Zaurolandia to prócz stada dinozaurów - wielkie i zróżnicowane place zabaw oraz cała masa innych (dodatkowo płatnych) atrakcji: park linowy dla małych i dużych, "dmuchańce" dla dzieci, mała kolejka, quady, małe rowery wodne itp. Każda taka rozrywka to koszt 7 lub 10 zł. Blisko placu zabaw jest też miejsce, gdzie można kupić coś do jedzenia (obiady, ale i lody oraz gofry) albo zjeść własny prowiant. My mieliśmy jeden z naszych pojemniczków, nie mogło być inaczej :)


A kiedy dzieci się już wybawiły, a my z rosnącym zainteresowaniem zaczęliśmy obserwować szare chmury... Padło hasło - Jedziemy dalej! Kierunek - Żnin! Tam czeka kolejka wąskotorowa, a dokładnie mówiąc Żnińska Kolej Powiatowa  :) No i trochę to niebo stalowe było, ale kto by się detalami przejmował! Dziewczyny z dziatkami zajęły miejsca, chłopacy wsiedli w auta. - Czekajcie na nas w Biskupienie! - krzyknęłyśmy i zostałyśmy same. My, dzieci, burza :) Dałyśmy radę - my, mamy i nasze dzieciaki. Tyle powiem :) I będziemy ten wagonik wspominać za rok, dwa czy trzy lata. I ten telefon od M., że: - Jak to jedziecie? Nie wysiadłyście? Przecież tu piekło! Pioruny walą wszędzie! ;)




A w Biskupinie... Cóż... Osada przy Muzeum Archeologicznym  tonęła w strugach deszczu. Wrócimy tam innym razem :)

PS Na wycieczkę, kolejny raz, pojechała z nami niezniszczalna termobutelka PacificBaby. No bidon właściwie, taki termos z ustnikiem, w naszym przypadku. Jakże ja plułam sobie w brodę, że nie napełniłam go rano herbatą! Bo na pewno byłaby jeszcze ciepła o 16.00, takie to cudo... Żeby jeszcze Ewka chciała się dzielić zawartością swojego termosika... ;) W każdym razie - polecamy!

Lokowanie produktów:

Popularne posty