Im bardziej, tym lepiej

- Ale mi się nie chce - powiedziałam cicho. Potem powtórzyłam to jeszcze ze sto razy. Albo przynajmniej trzy ;) W sobotę rano tak mówiłam, w niedzielę też. I tak trochę, szukając ratunku, rozglądałam się po naszym domu, który coraz bardziej przypominał* menelnię. - Odkurzyć trzeba, posprzątać... - stękałam. - A jak nie teraz, w weekend, to kiedy? - myślałam. A jeszcze trochę pracy przy komputerze na mnie czekało...  Jak nic dopadło mnie marudztwo, ciężka odmiana marudztwa. Całe szczęście, że pamiętałam starą zasadę - im bardziej się nie chce, tym będzie lepsza zabawa. Zasada wciąż aktualna, weekend mieliśmy przepyszny :)








I pomyśleć, że czasami wystarczy zacząć rozmowę w piaskownicy. I trochę podlewać nową znajomość, wcale nie za dużo, na tyle, na ile czas pozwala. I ona rozkwita, ta znajomość. I potem, gdzieś w przedpokoju, poznajesz kolejną osobę. A kilka dni później jedziesz pomóc w wykopkach, jesz pyszną zupę dyniową, przymykasz oko na to, że Ewka dokłada sobie trzeci kawałek ciasta (czwarty, piąty...). Wracasz do domu, gdy robi się ciemno. Uśmiechnięty od ucha do ucha. Wstajesz rano. Czujesz każdy mięsień, nic ci się nie chce, ale słońce znowu tak ładnie świeci za oknem... To może do puszczy? :)








Im bardziej się nie chce, tym lepsza zabawa później. I teraz bardzo, bardzo mi się nie chce pakować się i wyruszyć w góry. Choć wyjazd dopiero w niedzielę. Bardzo, bardzo mi się nie chce... ;)

* nadal przypomina! Tyle że - na dodatek - w samym przejściu stoi olbrzymia dynia, a z parapetu łypią na mnie dwie cukinie i dwa kabaczki. Jak nic myślą, co z nimi zrobię. A ja nie wiem! Także ten tego... Nie przychodźcie bez zapowiedzi, bo nie otworzę! :D Chyba że chcecie mi pomóc z tymi mieszkańcami parapetu, to zapraszam, ino przetrę blat rękawem ;)

Popularne posty