Dzień Matki Dwójki

Na stole czekał kosz z kwiatami. Truskawki, szampan i laurka - wykonana bardzo skomplikowaną techniką - czekały na tacy. - Mamo, czy ucieszyłby cię nowy laptop? - zapytała Ewa kilka dni wcześniej. Skinęłam tylko głową. Dzień Matki upłynął mi na łagodnym uśmiechaniu się i głaskaniu moich czystych i cichych dziatek po cieplutkich głowach... W zestawie było też leżenie. Oh, wait...  ;)



W rzeczywistości było tak, że dostałam zielone pudełko z napisem "dla amam do ewy". To samo pudełko, które ona dostała kilka dni wcześniej na urodziny. Zielone jest. Ona aktualnie nie lubi zielonego... W środku była jej szydełkowa Basia, lusterko, stary długopis i pieczątka w kształcie serca z księżniczką. - Wiesz, mamo, dlaczego ci dałam tę pieczątkę? Bo NIE LUBIĘ tej księżniczki - wyznała po prostu. Po czym zrobiła mi aferę, że w ogóle pomyślałam, że te prezenty to na zawsze... NAPRAWDĘ zapytała mnie za to, czy ucieszyłby mnie nowy laptop i NAPRAWDĘ skinęłam głową, ochoczo zapewniając, że i owszem. Laurka zresztą też była. Poprzedniego wieczoru poświęciła na nią minutę czy dwie. Pomarańczowa kartka, czarny mazak, odrobina taśmy klejącej. Voila! ;)




Jak to dobrze, że sama o siebie zadbałam* i z okazji Dnia Matki stworzyłam fotoksiążkę. Dla siebie. Na każdej stronie moje dzieci. Od lipca ubiegłego roku - liczba mnoga. Pierwszy Dzień Matki Dwójki. Każdy kadr - oni. On i gdzieś tylko jej nogi w podniszczonych kapciach w tle. Ona zamyślona, widać tylko kawałek jego stopy. Oni razem. Doskonałe (moje!) dzieci na niedoskonałych kadrach. Ziarnistych, szarych, bez ostrości, z bałaganem na drugim planie. Takich jak codzienność. Jak ten mój Dzień Matki z prezentem podarowanym na chwilę. Jak to, że sama mojej Mamie znowu nie przygotowałam niczego specjalnego. A mogłam! Na chwilę dać jej, no sama nie wiem, lodówkę? ;) Takie to wszystko... prawdziwe. I rozczulające odrobinę. Fajny miałam dzień. Pranie zrobiłam, rosół mi wyszedł, nie wrzeszczałam zbyt wiele. Wojtek miał miłą drzemkę, ja miałam czas, żeby porozmawiać wtedy z Ewą. Były wspólne zabawy, spacer i słodkości. Dzieci śpią, a ja oglądam książkę. Jakoś tak więcej mi nie potrzeba do szczęścia.




PS Fotoksiążkę mam dzięki współpracy z PRINTU. Przypominam, że jeśli też macie ochotę zrobić sobie/swojej mamie/tacie/partnerowi/dziecku własną książkę PRINTU - mam dla Was 40% zniżki na wszystkie fotoksiążki do 100 stron. Wystarczy wpisać w koszyku hasło OTYMZE. I zdążyć przed 15 czerwca!


* żeby nie było! M. zadbał o pyszne śniadanie, o kawę do łóżka, o kwiatki. I dobrze, że impreza w przedszkolu jutro, zgarnę jakąś laurkę, której Ewka poświęciła więcej niż minutę i wysłucham kilku piosenek na moją cześć, ha! 

Popularne posty