Utulić lekturą - KACZKA




(...)
Niby nic.
Ktoś zaufał i dał mi zapasowe klucze do swego domu, bo "gdy nas nie będzie, to wejdźcie i zróbcie sobie herbaty". Ktoś poprosił, żebym mu przechowała kolekcję roślin pokojowych nim wróci z Mumbaju. Ktoś zaprasza na obiad. Ktoś uprasował. Ktoś usmażył tysiąc mielonych. Przy niedzieli sąsiedzi hojnie pożyczają brakującego do naleśników nabiału.
Fryzjerka już wie, jak ciąć. Nie dręczy pytaniami o preferowane stylizacje i pamięta mój życiorys. Dentysta i listonosz rozpoznają nas na ulicy. Po Dynię przybiegają dzieci sąsiadów. W lodziarni zawsze możemy liczyć na preferencyjne gałki, w piekarni mamy swój ulubiony chleb, a  na urodziny Biskwita trzeba nam – nagle i niespodziewanie -  zaprosić siedemnaście (!) osób.

Moc drobnych, z pozoru banalnych gestów, dzięki którym wreszcie kotwiczymy w teraźniejszości. Jestem nietutejsza, obca, więc jak nadgorliwy księgowy rejestruję te gesty w rubryce "przychody". Wklejam w mentalne klasery, jak opętany filatelista. Nigdy nie wiadomo, gdy ich wspomnienie okaże się przydatne...

(...)
Mamy w domu sporo książek dla dzieci w wielu językach. Nawet w tych, którymi nikt z nas nie włada. Mamy je z rozmaitych powodów. Trochę, bo są ładne, albo inne. Trochę, bo są pamiątką po kimś lub po czymś. Ale mamy je też na wszelki wypadek.
Wydawało nam się, że każde dziecko, które u nas się zatrzymuje powinno móc znaleźć na regale kawałek swojego własnego świata.
Aż przez przypadek znaleźliśmy książkę uniwersalną.
Przepada za nią dziatwa w rozmaitym wieku, z różnych krajów i z najrozmaitszych związków wyznaniowych.
To książka, którą bez wahania kładziemy obok pustego, wigilijnego nakrycia, choć na pierwszy rzut oka wybór to nieoczywisty.
Ani to przecież Opowieść wigilijna, ani Boże Narodzenie w Bullerbyn, ani żadna z baśni Andersena.
To... uwaga!... Gapiszon i Korniszon Bohdana Butenki.
(Gapisząąąąąą, jeśli niespodziewanym gościem okaże się mały Francuz oraz Gewürzgurkehund, gdy zaprosicie nieletniego Niemca.)
Ponad sto stron lakonicznych, dwuobrazkowych komiksów, które katapultują młodocianą wyobraźnię w rejony niedostępne i niezrozumiałe dla dorosłych.
Obrazki te same, a fabuła wciąż inna.
Pośród tylu narysowanych historii, każdy kurdupel, choćby teleportował się z Marsa, znajdzie taką, z którą się utożsami lub, która rozbawi go tak, że będzie puszczał bańki nosem. (Przetestowano na solidnej grupie doświadczalnej.)
A sama książka jest na tyle uniwersalna, że można ją "czytać" nawet od końca. (To wbrew pozorom, nie bez znaczenia, na wypadek niespodziewanych gości z Hajfy lub Tel Awiwu.)
A jeśli akurat nie ma gości to Dynia "czyta" ją Biskwitowi i odwrotnie.
Jestem przekonana, że ta właśnie książka pozwala przez chwilę poczuć się u siebie.
Niby nic.
Taki tam drobny gest.

Dobrych, spokojnych Świąt
kaczka
________________________________
Bohdan Butenko, Gapiszon i Korniszon, Wydawnictwo Ongrys, 2009





O CYKLU. Gdy oglądałam dwie galerie zdjęć - pierwszą i drugą - pomyślałam o pustym miejscu przy stole, przy wigilijnym stole... O dziecku na tym miejscu. I o tym, że po tym, jak już będzie miało pełny brzuszek, będzie wykąpane i pod kocem będzie piło kakao - trzeba, po prostu trzeba mu coś przeczytać. Tylko jaką książkę wybrać... Zapytałam o to kilka wspaniałych, blogujących kobiet - takich, którym łatwiej byłoby mi wydłubać z gliny pomnik (serio) czy wyhaftować ołtarzyk, niż napisać w kilku słowach (no jak kilku??!), za co je cenię. Była już Jarecka z Deszczowego Domu, dz Kaczka. Kaczkę darzę uczuciem ogromnym. Oczywiście, że trochę dlatego, że skandalicznie dobrze pisze. I taka mądra jest! I te córki takie świetne... Ale przede wszystkim - serducho ma wielkie. Na dłoni. Wystarczająco wzruszona jestem po lekturze jej wpisu, ale dodam jeszcze - Kaczko, jestem Ci bardzo, bardzo wdzięczna za wsparcie (za mailowe pogotowie ;)) w okresie, który choć radosny, bywał dla mnie ciężki.

http://la-terra-del-pudding.blogspot.com/

Popularne posty