Nie umiem na łapu-capu. Nie i już. Muszę mieć spis i plan. I jeszcze plan awaryjny. I awaryjny awaryjnego. Niektórzy twierdzą, że zazdroszczą mi tej cechy. Ja zazwyczaj dobrze się z nią czuję, choć czasem daje mi w kość. Na przykład katusze przeżywam, kiedy ktoś się ze mną umawia, rzuca: - Będę po 16.00 - a zjawia się o 18.00. I ja wiem, że UPRZEDZIŁ. Ale już po ptokach, całe popołudnie rozstrojone :) Ale nie o tym miałam.
Pakowanie. Kiedyś miałam taką niewielką torbę, do której potrafiłam spakować się na jeden dzień, trzy lub nawet więcej. Miałam żelazny zestaw podróżny i niektórzy śmiali się, że wyznaję minimalizm bagażowy. No. Kiedyś tak było. Tajemnicą nie jest, że się rozmnożyłam (przez pączkowanie, rzecz jasna) i Ameryki nie odkryję, jeśli napiszę, że moje bagaże też się rozmnożyły. Ano. Jest ich więcej. Raz, że jest jedna osoba więcej, dwa - że to dziecko, trzy - niech cholera weźmie moje planowanie i przewidywanie wszystkiego!
Zatem jedziemy. Na kilka dni. Jutro. Od rana siedzę i spisuję: śliniak, butelki, witamina D, zabawki, krem nr 1, krem nr 2... To początek długiej listy. Ubranka, zapasowe ubranka, zapasowe od zapasowych (przynajmniej te najbliższe ciału). Pieluchy tetrowe (nader często o nich zapominam). Może krzesełko wziąć? Mniejszą część krzesełka, wyjmowaną? Wszak to kilka dni, każdego dnia kilka posiłków. Jedna torba, krzesełko, druga torba... I jeszcze kilka rzeczy w mojej torebce. Zaraz, zaraz... Spakowałam coś dla siebie? :)
Ale, ale. Każda kolejna podróż jest łatwiejsza*. Wiadomo, co okazało się zbędne, czego wzięłam za mało, o czym zupełnie nie pomyślałam. Z każdym malutkim lub większym wyjazdem nasze bagaże stają się zgrabniejsze. Pozostaje tylko popracować nad tym, żeby od rodziców/dziadków nie wracać z kilkoma nadprogramowymi reklamówkami :D Ciężkie zadanie...
* i pomyśleć, że jeszcze całkiem niedawno, jakby to wczoraj było, bałam się wyjść z Ewką na spacer...
PS Oczarowana czytam reportaże z dalekich wypraw z maluchami w magazynie "GAGA", marzą mi się podróże małe i duże :) A Ewka żadną przeszkodą nie jest :) A właśnie - polecacie jakieś nosidło turystyczne? Takie na stelażu, solidne.
Udanego wyjazdu zatem ;)
OdpowiedzUsuńboze pamietam pierwszy lot z polka - miala 2 miesiace, a ja zabralam wszystko co dziec posiadal. wszystko i jeszcze troche :D
OdpowiedzUsuńtak pamietam tą twoja torebusię i nic poza tym :)
OdpowiedzUsuńa tak wiem co to znaczy podróż z dzieckiem a podsumuje to pewnwe zdanie mojego kuzyna :
wjechaliśmy pewnego dnia do cioci w Zielonej Górze rodzinnie w trójke , dzrwi otworzył mi nasz kuzyn Damian i na nasz widok powiedział : " ale mieliście przyjechać tylko na obiad połączony z kawą a nie na dwa tygodnie " :)
O!
OdpowiedzUsuńTakie dokładnie mamy :
http://allegro.pl/jpa-nosidelko-turystyczne-z-daszkiem-klaudia-nd1-i1403230244.html
http://allegro.pl/nosidelko-turystyczne-jpa-klaudia-nowe-i1416731879.html
OdpowiedzUsuńmy mamy tej firmy i jestem zadowolona, Filip też :)
Kupiłam je na allegro, ale teraz coś ich nie widze, albo źle patrze.
Udanej wyprawy!
a ja w hospitalu czytałam fajny artykuł o "wyrodnych mamach". Jak kogoś zaangażuję, to zeskanuję i Ci pokaże jak to mamy pracujące raz na 2 tygodnie z dziećmi się widzą, bo pracują w innym kraju, męża mają w innym, a teściowa z dzieciątkiem jeszcze w innym..
OdpowiedzUsuń