O tym, że zarówno off-, jak i on-line jest dobrze
- Nigdy nie przypuszczałam, że będę się umawiać z kobietami - powiedziała A., czym wywołała salwę śmiechu. Urocza niezręczność wypowiedzi trafia jednak w sedno. My poznałyśmy się przez internet, a teraz bywamy off-line, by usiąść naprzeciw siebie i usłyszeć barwę swoich głosów. A Wy skąd macie znajomych? :)
Mam znajomych (i mam na myśli te osoby, z którymi czasem się widuję i lubię spędzać z nimi czas) jeszcze z podstawówki, mam z liceum, ze studiów, z większości miejsc, w których pracowałam (bo na przykład z Teatru Wielkiego nie mam, co niech będzie wizytówką atmosfery tam panującej)...
Ci moi znajomi, z racji tego, że trochę już się w życiu naprzeprowadzałam z miasta do miasta, są oddaleni ode mnie czasem o setki kilometrów. Widujemy się, ale częstotliwość spotkań... Wiadomo jaka jest. Kiedy mieszkałam w Warszawie miałam właściwie jedną koleżankę w pracy (Trajkotka o Tobie mowa!) i szczerze mówiąc samotność nieco mi doskwierała. Choć nie było to zupełne osamotnienie, wszak miałam M., rodzinę i starych przyjaciół na odległość. Ale brakowało mi spontanicznych babskich wyjść, różnych punktów widzenia, maglowania tematów damsko-męskich, rozmów poważnych i tych zupełnie nie. Kobiet mi brakowało! Teraz mieszkam w Poznaniu. Początki też były trudne - nowe miasto, chwilowo byłam bez pracy, byłam sfrustrowana i nie chciałam za bardzo jedynym znajomym głowy zawracać. Przekonana byłam, że W TYM WIEKU trudno nawiązać nowe znajomości. Bo gdzie? W pracy? Na aerobiku? Na jakimś kursie? Zdarza się, ale o dopasowanie jest raczej trudno. A jeszcze gorzej idzie zsynchronizowanie spotkań z wzięciem pod uwagę wszystkich zmiennych (praca, rodzina, zajęcia dodatkowe). Internet po raz kolejny mnie zaskoczył. Niektóre znajomości tam zawarte zaczynają żyć własnym życiem, właśnie off-line, co bardzo mnie cieszy. Inne, ze względu na odległość miejsc zamieszkania, wciąż są on-line, ale również wiele dla mnie znaczą. Niesamowita sprawa. Samotność? A co to? :)
Korzystając z okazji i wracając myślą do początku notatki... Wszystkim, którzy są z Poznania lub będą tu gościć GORĄCO polecam Ekowiarnię (www KLIK), a w niej między innymi pieczonego przez jedną z właścicielek beziaka i zimowe cappuccino.
Mam znajomych (i mam na myśli te osoby, z którymi czasem się widuję i lubię spędzać z nimi czas) jeszcze z podstawówki, mam z liceum, ze studiów, z większości miejsc, w których pracowałam (bo na przykład z Teatru Wielkiego nie mam, co niech będzie wizytówką atmosfery tam panującej)...
Ci moi znajomi, z racji tego, że trochę już się w życiu naprzeprowadzałam z miasta do miasta, są oddaleni ode mnie czasem o setki kilometrów. Widujemy się, ale częstotliwość spotkań... Wiadomo jaka jest. Kiedy mieszkałam w Warszawie miałam właściwie jedną koleżankę w pracy (Trajkotka o Tobie mowa!) i szczerze mówiąc samotność nieco mi doskwierała. Choć nie było to zupełne osamotnienie, wszak miałam M., rodzinę i starych przyjaciół na odległość. Ale brakowało mi spontanicznych babskich wyjść, różnych punktów widzenia, maglowania tematów damsko-męskich, rozmów poważnych i tych zupełnie nie. Kobiet mi brakowało! Teraz mieszkam w Poznaniu. Początki też były trudne - nowe miasto, chwilowo byłam bez pracy, byłam sfrustrowana i nie chciałam za bardzo jedynym znajomym głowy zawracać. Przekonana byłam, że W TYM WIEKU trudno nawiązać nowe znajomości. Bo gdzie? W pracy? Na aerobiku? Na jakimś kursie? Zdarza się, ale o dopasowanie jest raczej trudno. A jeszcze gorzej idzie zsynchronizowanie spotkań z wzięciem pod uwagę wszystkich zmiennych (praca, rodzina, zajęcia dodatkowe). Internet po raz kolejny mnie zaskoczył. Niektóre znajomości tam zawarte zaczynają żyć własnym życiem, właśnie off-line, co bardzo mnie cieszy. Inne, ze względu na odległość miejsc zamieszkania, wciąż są on-line, ale również wiele dla mnie znaczą. Niesamowita sprawa. Samotność? A co to? :)
Korzystając z okazji i wracając myślą do początku notatki... Wszystkim, którzy są z Poznania lub będą tu gościć GORĄCO polecam Ekowiarnię (www KLIK), a w niej między innymi pieczonego przez jedną z właścicielek beziaka i zimowe cappuccino.