O tym, że mam etat w piaskownicy
Spod płowych, rzadkich włosów przebija się zakurzone czoło. Zmęczone oczy już na wpół przymknięte, głowa miękko opada na ramię. Ogorzała twarz. Dłonie całe podrapane, niemiłosiernie brudne, wokół paznokci widać czarne obwódki. Goła stopa wisi bezładnie. Idę o zakład, że dziś znowu wytrzepię z pieluszki garść piachu.
A jest o czym śnić! W piaskownicy cały czas coś się dzieje! Jest Filip - rówieśnik Ewy, który miast raczkować, przesuwa się na pupie zostawiając za sobą urocze, gładkie ulice na piachu. Jest Emil, który pożąda błękitnej łopatki Ewy. Sęk w tym, że Ewa właśnie kocha wszystko, co błękitne. Jest błękitna łopatka, jest i foremka hipopotam, też niebieska. Ewa dzierży je w dłoniach i tylko czasem okłada nimi współtowarzyszy zabaw. Jest Maksiu, który bardzo denerwuje się, kiedy Ewa zbliża się do jego mamy. A mama lada moment urodzi mu brata i będzie musiała stawić czoła tej - jeszcze rozczulającej - zaborczości... Maksiu, kiedy tylko mama nie widzi, stara się zasypać Ewę piaskiem. Póki nie sypie po oczach - nie interweniuję, spokojnie czekam na rozwój wypadków. Jest i Zosia. Zosia ma trzy lata i nie lubi, gdy ktoś korzysta z jej huśtawki. Płacze wtedy, tupie, łzy jak grochy malują na jej zakurzonej twarzy esy-floresy. Igora widziałam tylko przez chwilę. Dostał gorączki i opiekunka zabrała go do domu. Są wreszcie MAMY. Ale o mamach innym razem... :)