Nowa jakość, kurde bele... :)
No wciąż mam kilka zaległych wpisów, ale kto by się tym martwił? Mój blog i moja zdziwaczała chronologia wspomnień ;) A tymczasem...
Od jakiegoś czasu przerabiam z Ewką nową jakość... spacerów! I nie chodzi o te jej rajstopki pod spodniami, ciepłe buty, szaliki i czapki (- ojej, a gdzie rękawiczki? - tam - pokazuje Ewka. wywaliła, bo nie lubi. i tyle. a łapska zimne). Rzecz również nie w tym, że ja w kurtce niemal po kolana, choć lekko przyciasnej i przykrótkiej. I w szaliku! I w kapturze! Rękawiczek póki co solidarnie z córą nie noszę... Na dodatek nie chodzi o to, że picie teraz w termosiku. Cóż to więc za nowa jakość? A wręcz REWOLUCJA?
Otóż. Na spacery nie zabieramy wózka! Nie że zawsze i w każdym przypadku, ale ostatnio coraz częściej :) Bo zdarza się, że jak wózek bierzemy to Ewa zamaszyście okazuje wobec niego niechęć. Robi popisowy numer - mostek, czerwienieje i dorzuca efekty dźwiękowe: - Nie, nie, nie, nie! I co? Ja niby mam to ciężkie cholerstwo znosić po to, żeby biegać za Ewką z pustym dyliżansem? No way!
Zatem biorę torebkę. Której pęka już pasek, bo wypchana jest po brzegi ewkowymi akcesoriami. Autko jest, kolorowa sprężyna, jakaś piłeczka, picie, przekąski, chusteczki, aparat, przekąski drugie, gąsienica na sznurku... Asortyment się zmienia, a torebka jak była ciężka, tak jest :) Zatem biorę torebkę. Cebulaście ubieram Ewkę. Ona nakłada sobie czapkę. I co, że tył na przód? Wiwat samodzielność! :) No i pędzimy!
Dziś na przykład spacer zaczęłyśmy od wizyty w sklepie. Bo mleko musiałam kupić. I ten sklep - wydawałoby się niedaleko, no nie wiem - 500 metrów? I gdyby potraktować przechadzkę jak przejście z punktu A do punktu B i założyć, że te dwa punkty łączy prosta... Wtedy wszystko byłoby proste! ;) A nie jest :) Bo spacer to pętelki, zakręty, trochę wstydliwości przed obcymi panami (- pa(n)? pa (n)?), trochę straszenia gołębi na trawniku (- gru! gru!), odnotowanie każdego samochodu (- brumbrum?), pokazanie samolotu, spadek formy w połowie drogi i wiszenie na nodze matki, cofanie się o dwa kroczki, próba zmiany kierunku, próba wtargnięcia na jezdnię, radosny pisk przy staniu na baczność i ten wiecznie wyciągnięty paluszek wskazujący... Nigdy nie szłam dłużej do tego sklepu! :) Ale i tak fajnie było! Nowa era, mówię Wam, nowa era...
Od jakiegoś czasu przerabiam z Ewką nową jakość... spacerów! I nie chodzi o te jej rajstopki pod spodniami, ciepłe buty, szaliki i czapki (- ojej, a gdzie rękawiczki? - tam - pokazuje Ewka. wywaliła, bo nie lubi. i tyle. a łapska zimne). Rzecz również nie w tym, że ja w kurtce niemal po kolana, choć lekko przyciasnej i przykrótkiej. I w szaliku! I w kapturze! Rękawiczek póki co solidarnie z córą nie noszę... Na dodatek nie chodzi o to, że picie teraz w termosiku. Cóż to więc za nowa jakość? A wręcz REWOLUCJA?
Otóż. Na spacery nie zabieramy wózka! Nie że zawsze i w każdym przypadku, ale ostatnio coraz częściej :) Bo zdarza się, że jak wózek bierzemy to Ewa zamaszyście okazuje wobec niego niechęć. Robi popisowy numer - mostek, czerwienieje i dorzuca efekty dźwiękowe: - Nie, nie, nie, nie! I co? Ja niby mam to ciężkie cholerstwo znosić po to, żeby biegać za Ewką z pustym dyliżansem? No way!
Zatem biorę torebkę. Której pęka już pasek, bo wypchana jest po brzegi ewkowymi akcesoriami. Autko jest, kolorowa sprężyna, jakaś piłeczka, picie, przekąski, chusteczki, aparat, przekąski drugie, gąsienica na sznurku... Asortyment się zmienia, a torebka jak była ciężka, tak jest :) Zatem biorę torebkę. Cebulaście ubieram Ewkę. Ona nakłada sobie czapkę. I co, że tył na przód? Wiwat samodzielność! :) No i pędzimy!
Dziś na przykład spacer zaczęłyśmy od wizyty w sklepie. Bo mleko musiałam kupić. I ten sklep - wydawałoby się niedaleko, no nie wiem - 500 metrów? I gdyby potraktować przechadzkę jak przejście z punktu A do punktu B i założyć, że te dwa punkty łączy prosta... Wtedy wszystko byłoby proste! ;) A nie jest :) Bo spacer to pętelki, zakręty, trochę wstydliwości przed obcymi panami (- pa(n)? pa (n)?), trochę straszenia gołębi na trawniku (- gru! gru!), odnotowanie każdego samochodu (- brumbrum?), pokazanie samolotu, spadek formy w połowie drogi i wiszenie na nodze matki, cofanie się o dwa kroczki, próba zmiany kierunku, próba wtargnięcia na jezdnię, radosny pisk przy staniu na baczność i ten wiecznie wyciągnięty paluszek wskazujący... Nigdy nie szłam dłużej do tego sklepu! :) Ale i tak fajnie było! Nowa era, mówię Wam, nowa era...