O babskim czasie i nie tylko

Kiedy M. skoro świt wsiada w pociąg i zostawia nas na dzień lub dwa, urządzamy sobie z Ewą babskie chwile. Wyciągam wtedy szkatułkę, z której na co dzień w zasadzie bardzo rzadko korzystam - szczególnie od czasu, kiedy Ewulczita i jej chciwe macki są z nami - i stawiam ją na środku podłogi. Ewka podbiega, łypie okiem, otwiera :) A są tam... Same skarby! Te błyszczące, i te mniej! Nawet Tramaluch, nieco obrażony za określenie babski czas, podchodzi i przygląda się z zaciekawieniem :) A potem porywa w zęby koraliki z rybkami i zwiewa, łobuz! :) I jaki sprytny! Akurat te z rybkami! :)

Ta szkatułka i to ewkowe wielkie przymierzanie przypomina mi, że kiedyś lubiłam odwiedzać jedną z moich kuzynek. Ona miała takie dłuuugie kolorowe korale, które mogłam bez przerwy przymierzać, a na kolację kroiła mi kanapki w małe trójkąciki. Inna kuzynka puszczała mi hity Kim Wilde i opowiadała o miłosnych listach od jej chłopaka :)


Inny jest ten czas bez M. Jestem wtedy maksymalnie skoncentrowana, wytyczam sobie plan, którego dość twardo się trzymam. O 20.00 Ewa śpi, dom jest posprzątany, a ja zasiadam do jakiegoś filmu czy książki (lub gniję przed laptopem, wiadomo) ;) Lubię ten czas. I świadomość, że po prostu świetnie daję sobie radę, mimo że na początku przygody z macierzyństwem daleka byłam od takiej pewności i spokoju :)
Ale jeszcze bardziej, najbardziej, lubię chwile, kiedy jesteśmy wszyscy razem. I cóż, że chaos trochę się wkrada, a i porządek taki jakiś... zabałaganiony :) Kiedy wraca M., dopiero wtedy, kładę się spać. Tak naprawdę. W 100 procentach. Bo jak sama czuwam nad Ewką, mój sen jest lekki i płochliwy. Podwójnie odpowiedzialny. I nawet nasze zielone drzwi na noc na łańcuch zamykam, kiedy same zostajemy! Rano okazuje się, że całkiem słusznie, skoro po chwili przeznaczonej na poszukiwanie kluczy, znajduje je w drzwiach. Po ich zewnętrznej stronie, rzecz jasna :)


Popularne posty