Pociąg do pociągu
Środa już? A jeszcze przed chwilą siedziałam w pociągu opóźnionym jedynie o 90 minut. I dziewczynka w różowym dresie pytała o Ewę: - Jeśli to dziewczynka, dlaczego bawi się samochodzikiem? I jedna pani za wszelką cenę chciała wcisnąć nam cukierka - zupełnie nie zważając na moje słowa, że Ewa cukierków nie jada jeszcze: - Jak nie jada? Niech je! Dziwne to! - pokrzykiwała klepiąc się po udach. I druga pani, która kiwała głową i szeptała: - Do trzeciego roku życia niech lepiej nie je słodyczy w ogóle... I pan obserwujący małą Ewę spacerującą z uśmiechem po szynobusie grzmiał z niesmakiem: - Gdzie chowane? Gdzie chowane? W Anglii? Widaaać! Tak bezstresowo!
No. Widać. Widać Ewka nie spełniła jego oczekiwań, nie siedziała cicho z buzią w ciup i nie udawała, że jej nie ma. A ona była! Była! Z przytupem! Z radosnym marszem i szerokim uśmiechem! Z zaczepianiem konduktora, który na wyświetlaczu telefonu komórkowego pokazywał jej zdjęcia swoich kóz i filuternie kręcił wąsa mówiąc, że na imię mu Adam :) Ewka z niegasnącą chęcią do robienia kuukuu pani siedzącej za nami (pozdrawiam Panią i dziękuję za te kuku, które sprawiało mojej córce tyle radości!). Napisałam siedzącej za nami? To my siedziałyśmy? ;)) Przez chwilę zaledwie. Przez chwilę na ciastko i na przeglądnięcie "Zwierciadła". - Pani, pani, pani - wyliczała Ewka stukając paluszkiem w poszczególne strony. A potem jeszcze na moment spojrzała przez okno, dała sobie pstryknąć szybkie zdjęcie aparatem w telefonie i fruuu biegła dalej, tylko czasem opierając się rączką o różne, wystające poza siedzenia, kolana ;)
I pomyśleć, że rok temu, w listopadzie 2010, podróż wyglądała tak:
Statycznie bardzo, prawda? Pamiętam, jak denerwowałam się przed tamtą podróżą! I myślałam, że wraz z doświadczeniem tych nerwów będzie mniej, ale... no nie ma ich mniej! :) Denerwuję się tak samo, bo każda podróż niesie ze sobą niewiadomą. Niby cel znany, ale droga, droga pozostaje zagadką :)
Kurcze, a miałam pisać post o naszych babskich dniach z Ewą! Bo zeszły tydzień w takie obfitował :) Nic to. Może następnym razem :) Tymczasem nie pozwolę, by plecak zbytnio się zakurzył. W poniedziałek znowu wyruszam. Pociągiem. Niech tylko opóźnień nie będzie! Bo jak będą to już Ewka sobie z konduktorem pogada! :)
No. Widać. Widać Ewka nie spełniła jego oczekiwań, nie siedziała cicho z buzią w ciup i nie udawała, że jej nie ma. A ona była! Była! Z przytupem! Z radosnym marszem i szerokim uśmiechem! Z zaczepianiem konduktora, który na wyświetlaczu telefonu komórkowego pokazywał jej zdjęcia swoich kóz i filuternie kręcił wąsa mówiąc, że na imię mu Adam :) Ewka z niegasnącą chęcią do robienia kuukuu pani siedzącej za nami (pozdrawiam Panią i dziękuję za te kuku, które sprawiało mojej córce tyle radości!). Napisałam siedzącej za nami? To my siedziałyśmy? ;)) Przez chwilę zaledwie. Przez chwilę na ciastko i na przeglądnięcie "Zwierciadła". - Pani, pani, pani - wyliczała Ewka stukając paluszkiem w poszczególne strony. A potem jeszcze na moment spojrzała przez okno, dała sobie pstryknąć szybkie zdjęcie aparatem w telefonie i fruuu biegła dalej, tylko czasem opierając się rączką o różne, wystające poza siedzenia, kolana ;)
I pomyśleć, że rok temu, w listopadzie 2010, podróż wyglądała tak:
Statycznie bardzo, prawda? Pamiętam, jak denerwowałam się przed tamtą podróżą! I myślałam, że wraz z doświadczeniem tych nerwów będzie mniej, ale... no nie ma ich mniej! :) Denerwuję się tak samo, bo każda podróż niesie ze sobą niewiadomą. Niby cel znany, ale droga, droga pozostaje zagadką :)
Kurcze, a miałam pisać post o naszych babskich dniach z Ewą! Bo zeszły tydzień w takie obfitował :) Nic to. Może następnym razem :) Tymczasem nie pozwolę, by plecak zbytnio się zakurzył. W poniedziałek znowu wyruszam. Pociągiem. Niech tylko opóźnień nie będzie! Bo jak będą to już Ewka sobie z konduktorem pogada! :)