Feralny piątek i ogłoszenie

Jakoś tak. Mój stan można zobrazować opisem jednego wydarzenia. Jest piątek, godziny wieczorne. M. kąpie Ewkę, ja mechanicznie ogarniam przestrzeń mieszkalną. Podnoszę miniaturową bluzę z napisem HAPPY, składam ją i niosę. Do lodówki. Chwilę później przyłapuję się na tym, że stoję z tą bluzą przed otwartą lodówką dość, nie bójmy się nazwać rzecz po imieniu, tępo patrząc na zalegającą na jednej z półek cukinię.

Moje myśli błądzą, emocje szaleją - to czas burzy, choć z zewnątrz nic na to nie wskazuje. Z zewnątrz dni wyglądają podobnie - są codzienne spacery, są setki jesiennych kadrów i radosne szuranie w liściach. Są drzemki Ewki i moja praca podczas nich. Są wyścigi z czasem. Za to gazu wciąż nie ma. Ile to już? Prawie dwa miesiące. Nie wiem, jak byśmy ułożyli kwestię posiłków i ich przygotowywania, gdyby nie pomoc blogowej Stefki i użyczenie nam płyty indukcyjnej. Niewielka rozmiarem rzecz, ale wielka, wielka pomoc dla nas, naprawdę...

A jeszcze a propos piątku... Pod koniec dnia z niedowierzaniem patrzyłam w kalendarz - to dziś nie jest trzynasty? Najpierw podczas spaceru Ewka nie do końca współpracowała. Nie mogła się zdecydować, czy woli iść, jechać w wózku, czy może spoglądać na świat z perspektywy ramion mamy (ramion i jej złamanego kręgosłupa). Swoje niezdecydowanie Ewka manifestowała jęczybuleniem najwyżej klasy (miszcz! ;)). Kiedy wracałyśmy do domu na ewkową drzemkę, natknęłyśmy się na pana remontującego naszą klatkę schodową. Ewka natknęła się również na świeżo zagipsowaną ścianę, co jakoś mi umknęło, póki nie odnotowałam, że mój śliczny zielony płaszczyk ma interesujący gipsowy deseń. I torebka też. I Ewki kurtka. I czapka. I wózek. To już był moment, kiedy w myślach liczyłam do 10. Kiedy lekko ogarnęłam garderobę, robiąc przy okazji niezły bałagan w całym domu, usiadłyśmy na podłodze, bo przecież najwyższy czas na jogurcik! Ewka szeroko otwierała buzię. Jak zwykle! Zajadała, choć powoli zaczęły ciążyć jej powieki. - Zaraz ją położę, zjem coś, wypiję, posprzątam i popracuję, nanananana - myślałam zadowolona. I przyszedł do nas koteczek! Uśmiechnięty, wąsaty. Na kolanka do mnie przyszedł, połasić się :) I-nie-wiem-kiedy-i-nie-wiem-jak. Tramaluch wetknął ogon w jogurcik i namalował na mojej bluzce malownicze esy-floresy. Po czym zdębiał i uciekł zostawiając za sobą różową, truskawkową smugę. No to wytarłam się nieco rękawem (a co tam, i tak do prania bluzka) i licząc do 10 - już na głos - zaczęłam odkładać Ewkę do łóżeczka. Ta zaczęła się mościć, by po minucie pochrapywać, a ja... odetchnęłam i padłam na środku pokoju, który wyglądał, jak po przejściu huraganu.

Nie zdążyłam złapać trzech oddechów. A tymczasem...

PUK, PUK, PUK! - Przyszliśmy malować rury od gazu! - dwóch panów z żółtą farbą pod pachą ładowało się do mojego domu. Ewka powitała ich na stojąco, wesoło krzycząc: - Pa(n)! Pa(n)!

No. Taki to piątek miałam. :)


OGŁOSZENIE PARAFIALNE
A jak Absolwent, C jak Cinema paradiso, K jak Kill Bill i tak dalej. Mam  trochę (kurde nie liczyłam - 20? więcej?) filmów na DVD. To żadne wydania ekskluzywne, wszystkie były dołączane do gazet. Wachlarz tytułów jest szeroki, bo i trochę klasyki, odrobinę ambitnego kina, kapka sensacji i nawet jakiś chłam się znajdzie :D Jeśli ktoś miałby na nie ochotę proszę o kontakt mailowy - otymze@gmail.com
Pomyślałam, że zanim wrzucę info na jakąś facebookową stronę Oddam/Wymienię - dam Wam znać :) Zainteresowanym wyślę oczywiście listę tytułów (o matko, muszę najpierw ją zrobić, aaa!). Filmy na terenie Poznania po prostu oddaję za darmo, a poza nim - za koszty przesyłki (lub ładną kartonową książeczkę dla Ewki :D). W razie pytań, piszcie.

Popularne posty