1. Oglądaliśmy wczoraj Musimy porozmawiać o Kevinie* (reż. Lynne Ramsay). Pewnie sporo z Was kojarzy ten tytuł, bo po pierwsze niedawno była polska jego premiera (co tam pół roku opóźnienia względem premiery światowej, phhhiii), a po drugie przez wszelkie media przewaliła się już dyskusja na jego temat, choć przede wszystkim na temat miłości (i jej braku) matki do dziecka (takie to uproszczenie). Ja obejrzałabym film i bez tej dyskusji, bo w głównej roli moja ulubiona (najulubieńsza?) Tilda Swinton. Nie pokuszę się o recenzję ani dogłębną analizę. Nawet nie napiszę kilku słów o fabule. Po prostu polecam ten film. Bez popcornu i coli. I bez oczekiwań na relaks. To raczej zapowiedź dyskomfortu. Wiecie to taki film, co uwiera. Dopiero po napisach końcowych poczułam jaka byłam cały czas spięta...
2. O Kevinie rozmawialiśmy w niedzielę, a w poniedziałek... Byłyśmy na zajęciach - rytmika z elementami zabaw fundaMentalnych. To pierwsze takie zajęcia grupowe w ewkowym świecie! :) Choć grupa była niewielka - zaledwie pięcioro dzieci. Początkowo, podczas zabaw w kółku, Ewa użyła magicznego superkleju i skutecznie przykleiła się do matki. Równocześnie obserwując, co się dzieje. Potem udało mi się najpierw posadzić ją sobie na kolanach, potem obok siebie, potem zaczęłam się odrobinę oddalać... A Ewka zaczęła uczestniczyć w zabawie! :) Nie że jakoś "hejże ha, jestem liderem!", bardziej w stylu - "jest dobrze, ale matka muszę mieć cię w zasięgu wzorku". I miała :) Spodobała jej się zabawa w pociąg (głównie przez piosenkę, ale kiedy zastąpili Jedzie pociąg... Vivaldim, to Ewa krzywiła się krzycząc: - Inne! Inne! :)), dużą frajdę miała przy przechodzeniu przez tunel, zabawy plastyczne też (tradycyjnie) ją wciągnęły, granie na różnorodnych instrumentach również, i zabawa dowolna, i przerwa śniadaniowa, rzecz jasna ;)
Na zajęciach robiliśmy laurki z okazji Dnia Babci i Dziadka :) Co prawda z Ewą przygotowałyśmy już wcześniej laurki w domu, ale dodatkowe życzenia nie powinny Dziadków zmartwić, prawda? :) Musiałam tylko pilnować panią, żeby nie przysypała brokatem całości, bo miała takie zakusy ;) Pilnowanie pani odciągnęło moją uwagę od dziecka, które rączkę z zieloną farbą momentalnie wytarło w swoją śliczną tuniczkę :)
bogata wersja laurki z zajęć
skromniejsze początki domowych laurek :)
Jeszcze nie pora na recenzję zajęć i miejsca w ogóle. Juro idę na inne zajęcia, w inne miejsce. Porównanie trochę mi chyba pomoże w ocenie... Chyba :)
a po zabawie czas na odpoczynek :)
* Film jest na podstawie książki (autor: Lionel Shriver), której nie czytałam i pewnie teraz to już nie przeczytam... Zazwyczaj trzymam się kolejności - najpierw książka, potem film, ale tym razem jakoś mi to umknęło :(
Matylda też chodzi na takie zajęcia dla maluchów, pozdrawiamy
OdpowiedzUsuńNo to powodzenia na zajęciach! Ja chyba w podobnym czasie robiłam takie rozpoznanie :-) W większości byłam tymi różnymi warsztatami okrutnie zawiedziona... Niestety :-( Jednak kontakt z rówieśnikami - bezcenny. Choć ponoć (wg głów najmądrzejszych) wcale nie jest na tym etapie konieczny!!!
OdpowiedzUsuńA Tilda Swinton to MOJA NAJULUBIEŃSZA jest!
Filmu jeszcze nie widziałam, ale zobaczę. Za niedługo! Tak w temacie, to znasz taki? http://www.filmweb.pl/film/Obcy+we+mnie-2008-481303
I jeszcze jedno: to coś (rajstopki?) na ostatnim zdjęciu - doskonałe!
O filmie słyszałam. I dziwiłam się, jak też można kochać i nie lubić jednocześnie???
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy nie za ciężki jak dla mnie, na tym etapie, kiedy to jeszcze hormony po porodzie szaleją:/ Yyy...tak, szaleją wciąż.
A zajęcia z rytmiki...czy Ewulczita musi już być taka duża, by móc na nie chodzić?
Sądzę, że zajęcia w grupie to dobra rzecz. Nie żeby dzieciaki rzeczywiście ze sobą się bawiły, ale z pewnością podpatrują siebie nawzajem, zawiązują się jakieś relacje, małe interakcje.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
jessu, laurki. Goddamnit.
OdpowiedzUsuń