Próba za próbą
W sobotę próbowaliśmy spacerować. Niby spacer był, ale łeb urywało. Ewa krzyczała: - Wieje! Wieje! I, demonstrując swoje niezadowolenie, ustawiała się tyłem do wiatru (niestety tyłem do kierunku, jaki obraliśmy). Przed wiatrem schroniliśmy się w antykwariacie, gdzie próbowałam wybrać jakąś książeczkę dla dzieci. Dla Ewuchy próbowałam wybrać. Ledwo zaczęłam się rozglądać, a cisza - przerywana tym uroczym szelestem przewracanych kartek - została zakłócona. - Kotek! Kotek! Miauuuuuuuuuu! Sama sama! - awanturowała się mała dziewczynka. Bo ona już wybrała książkę dla siebie! Taką z kotkiem! No dobra, pierwszy wybór, zaakceptowałam i zaadoptowałam.
Do domu zabraliśmy Halo, ptaszki! (tekst: Anna Przemyska, ilustracje: Ewa Frysztak, Wydawnictwo Literackie, 1977). Zbiór wierszyków potrzebował nieco czułości, ale tak się składa, że naprawianie książek to coś, co mnie cieszy :) Pewnie ma to związek z moim dziecięcym marzeniem - pracą w bibliotece :) Nijak się ma moje wyobrażenie o pracy do tego, co aktualnie zastać można w filiach bibliotecznych. Kiedyś to tylko pożółkłe karty, pieczątki z datownikiem, nieco mroczna atmosfera i taki mieniący się kurz widoczny pod światło :) A ja chciałam siedzieć, okładać książki papierem, grzebać w kartach i czytać! :) Ale ja chyba nie o tym pisałam, co? W każdym razie nowy-nie-nowy nabytek został przeczyszczony i sklejony. A mi się zrobiło lepiej na duszy ;) [a Wy? kim chcieliście być? :)]
W sobotę próbowaliśmy także trochę nadgonić nasze zaległości filmowe i skupiliśmy się na obrazach nominowanych w wyścigu o Oscary. I gdyby statuetka zależna była od tego, na jakim filmie najwcześniej zasnął M... To powiem Wam, że Spadkobiercy by wygrali ;) Zaskakująco szybko M. odleciał :D