Lody i widziałam Ewy cień ;)

Nie zważając na no, że początek wiosny nastąpi we wtorek*, świętować zaczęliśmy już w piątek! Najpierw nieśmiało zrzuciliśmy czapki i szaliki, by ostatecznie - nie wierząc w to, co się dzieje - wyskoczyć z kurtek, a nawet bluz i swetrów! Mamma mia! Na tym się nie skończyło, bo już w niedzielę rozpoczęliśmy sezon na lody :) I Ewka tam była, i kurtkę zrzuciła, i lody wtrąbiła :) Bananowe, w wafelku :)




Nie przez lody, a może nie tylko przez lody, nasz weekend był wyśmienity ;) Spędziliśmy go rodzinnie, tuż za naszą granicą - wybyliśmy na całe trzy dni do Berlina. I chciałabym, bardzo chciała, zobaczyć nasze osiedlowe babcie i ich miny na widok tych wszystkich cudownie brudnych, nieuczesanych i lekko odzianych dzieci na placach zabaw. A już na pewno chciałabym zobaczyć ich miny na widok bawiących się w piasku dzieci bosych... Już widzę to oburzenie, i palec w górze, i grzmienie: - W marcu?! W marcu?! :)

Ale mówiąc o placach zabaw... Uwielbiam tamtejsze! Są projektowane z pomysłem, nieszablonowo. Przeważa drewno, kamień, sznur, trochę łańcuchów i odrobinę metalowych łączeń. No z metalowych są jeszcze zjeżdżalnie :) Mają, zazwyczaj, duże powierzchnie. Tuż obok często widać boiska, stoliki, ławki, miejsce na rowery. Rowerowych rodzin jest cała masa, tak jak i maluchów na rowerkach biegowych :) Dzieci na placach zabaw są ubrane praktycznie i wygodnie, księżniczek jak na lekarstwo ;) Wiem, uogólniam. Wiem, wiem... :) Po prostu nie pierwszy raz tam byłam i znowu zaczarowana jestem. Nic nie poradzę :)

Była zatem masa zabawy i śmiechu :) Piski na duuużeejjj zjeżdżalni też były! Ale przede wszystkim był czas z dziadkami :) Wspólne śniadania, spacery, obiady... Smaki swojskie i... pakistańskie! Rozmowy w grupach i podgrupach, wieczorne przysypianie na kanapie... :) Dziękuję za ten czas!


A na dodatek - córa nasza spisała się na medal! I podróż prawie czterogodzinną nawet bez piśnięcia zniosła, w obie strony :) A to spała, a to śpiewała, o ciasteczka wołała ;) A ja musiałam kłamać, bo już w paczce nie mogłam znaleźć herbatnika w kształcie pieska! No to dałam nosorożca i udawałam, że nic się nie stało :D
Dużo chodziła! Kilometry! Bo wózka nie braliśmy :) I to był dobry pomysł - po co wózek, kiedy mamy taką wędrowniczkę? :) Czasem było, że nuhy bolom (nogi bolą), ale ogólnie zuch, no Ewka-zuch! :)

A w sobotę, w urodziny babci, Ewulczita odkryła swój cień! I bardzo chciała go odkleić od butów! :) No przednio było, przednio! Ech... To teraz jeszcze kilka zdjęć i uciekam nadrobić blogowe zaległości :)


 






* właśnie się dowiedziałam, że w 2012 wiosna nie zaczyna się 21 marca! a 20! stąd wiem: http://pl.wikipedia.org/wiki/Wiosna

Popularne posty