O mnie! Dziś o mnie :)
Siedzimy w aucie, z tylnej kanapy dochodzi regularnie -Ajajajku! Ajajakju! Wytężam ucho, wyciszam myśli. - Co mówiłaś, Ewa? - Siomłanlajkju! - krzyczy ta - Muzyka, muzyka, pani śpiewa!
I tak - zanim dojechaliśmy do lasu - musieliśmy posłuchać hitu Adele Someone like you jakieś sześć razy, potem drugie tyle w drodze na lotnisko (bo taki był program wycieczki). I nie pytajcie czy lubię tę piosenkę... No ileż można?! :)
Wycieczka wycieczką, las lasem a lotnisko lotniskiem, ale ja nie o tym miałam.
Jakiś czas temu blogowy Bebeluszek (KLIK) poczęstował mnie nagrodą One Lovely Blog Award. I ja bez komentarza tego nie zostawię! :) Ba, nawet wezmę udział w zabawie, w której jedną z zasad jest napisanie siedmiu rzeczy o sobie (tu szczegóły: KLIK).
Jednak udział mój ma także inne zadanie... Otóż w tego typu zabawach-łańcuszkach chciałabym wziąć udział po raz pierwszy i ostatni. Doceniam wyróżnienie (i bardzo lubię blog Bebeluszkowy!), ale... Po prostu boję się, że będę wciągana w tego typu inicjatywy częściej, a bądźmy szczerzy - aż tyle wolnego czasu nie mam (książki dla dzieci czekają na opisanie!). Na dodatek - nie wszystkie te wyróżnienia/wyzwania uważam za cenne i bardzo często, widząc tego typu posty na blogach, nawet nie czytam - o ulubionych serialach, filmach, kosmetykach...
One Lovely Blog Award jest trochę inną nagrodą. Wyróżnienie traktuję jako inspirację do posta o mnie, a że ostatnio mało takich bywa - dlatego biorę udział. I z przytupem dziękuję Bebeluszkowi :) Nie tylko za to, ale o tym napiszę jeszcze na koniec tej notatki :)
Zatem. Siedem rzeczy, których najprawdopodobniej o mnie nie wiecie...
Babeluszkowi chciałam podziękować również za drobiazgi przesłane do mnie, gdy na Facebooku zostałam jej setnym fanem :) Według niej to drobiazgi, jak dla mnie - bomba! Bardzo mnie ucieszyła ta przesyłka, bardzo :) Dziękuję kolejny raz!
PS A a propos Facebooka... Tak się noszę z założeniem konta dla bloga, noszę i donosić nie mogę! Sama śledzę niektóre blogi właśnie przy korzystania z FB, ale bo ja wiem... Pomyślę jeszcze! :)
I tak - zanim dojechaliśmy do lasu - musieliśmy posłuchać hitu Adele Someone like you jakieś sześć razy, potem drugie tyle w drodze na lotnisko (bo taki był program wycieczki). I nie pytajcie czy lubię tę piosenkę... No ileż można?! :)
Wycieczka wycieczką, las lasem a lotnisko lotniskiem, ale ja nie o tym miałam.
Jakiś czas temu blogowy Bebeluszek (KLIK) poczęstował mnie nagrodą One Lovely Blog Award. I ja bez komentarza tego nie zostawię! :) Ba, nawet wezmę udział w zabawie, w której jedną z zasad jest napisanie siedmiu rzeczy o sobie (tu szczegóły: KLIK).
Jednak udział mój ma także inne zadanie... Otóż w tego typu zabawach-łańcuszkach chciałabym wziąć udział po raz pierwszy i ostatni. Doceniam wyróżnienie (i bardzo lubię blog Bebeluszkowy!), ale... Po prostu boję się, że będę wciągana w tego typu inicjatywy częściej, a bądźmy szczerzy - aż tyle wolnego czasu nie mam (książki dla dzieci czekają na opisanie!). Na dodatek - nie wszystkie te wyróżnienia/wyzwania uważam za cenne i bardzo często, widząc tego typu posty na blogach, nawet nie czytam - o ulubionych serialach, filmach, kosmetykach...
One Lovely Blog Award jest trochę inną nagrodą. Wyróżnienie traktuję jako inspirację do posta o mnie, a że ostatnio mało takich bywa - dlatego biorę udział. I z przytupem dziękuję Bebeluszkowi :) Nie tylko za to, ale o tym napiszę jeszcze na koniec tej notatki :)
Zatem. Siedem rzeczy, których najprawdopodobniej o mnie nie wiecie...
- Nie pamiętam swojego dzieciństwa. Ogromna dziura w pamięci. Jakiś przebłysk, że przed domem stoi Maluch (czytaj Fiat 126p) na cegłach i że parapet niski. I nic. Kolejny przebłysk już ze szkolnej ławy w podstawówce... Myślicie, że to przez to, że moi bracia wchodzili do kołyski i bujali mnie, kiedy byłam malutka? Ja regularnie powtarzam, że to przez wielką rodzinną tajemnicę - adopcję ;)
- W szkole podstawowej (za czasów, gdy ta miała osiem klas) aktywnie działałam w sekcji dyskotekowej. To były imprezy! Tymi ręcyma wkręcałam jarzeniówki ultrafioletowe, "miksowałam" muzykę za pomocą dwóch odtwarzaczy CD, robiłam plakaty, bilety... Oczywiście nie sama! Ale byłam bardzo zaangażowana :) W żadnej szkole nie było takich imprez :) I do żadnej nie przychodziły drechy z miasta, by puścić na potańcówie gaz łzawiący :] W mojej głowie zostało mnóstwo dyskotekowych hitów z lat 90. Marna to muzyczna spuścizna... ;)
- A jeśli o muzyce mowa... Miałam teczkę z materiałami prasowymi o zespole Take That :) Taaakkk, taki boysband był :) I podobał mi się - o zgrozo - Mark Owen. Kiedy po kilku latach posłuchałam ich płyty, myślałam (o naiwności!), że w przyszłości mało powstanie tak słabej muzyki... Myliłam się! Wystarczy włączyć stację muzyczną typu Viva i już! Myślę, że biurowy hałas kserokopiarki i dźwięku telefonów bywa muzycznie ciekawszy, niż hity niektórych "dzisiejszych" zespołów.
- Potwornie boję się owadów. Nie próbujcie mi mówić, że one są małe a ja duża! Ja i tak JUŻ mogę być w jednym pomieszczeniu z pająkiem, a jeszcze niedawno to jakoś mniej mogłam :) Na studiach, kiedy odkryłam karaluchy w mieszkaniu, w którym mieszkałam - w dobę byłam już przeprowadzona do przyjaciółki (z jej pomocą i bazarowych toreb :D). I nic, że ponoć i na tej stancji pojawiły się karaluchy, a ona nocą zasłaniała je własnym ciałem, bym nie wariowała :D
We wspomnianym wcześniej lesie (niczym Telimenę) oblazły mnie mrówki i naprawdę długo tańcowałam piszcząc... Potem przypomniałam sobie, że te histeryczne zachowania pokazuję/przekazuję córce i zaczęłam przerabiać to w żart. To było wyzwanie! - Gdy byłam już całkiem duża i pojechałam w odwiedziny do kolegów z Poznania... Poszliśmy do sklepu, gdzie "ujeżdżałam" wózek. W sensie, że na brzuchu na nim wisiałam. Dopóki ujeżdżałam, dopóty się spektakularnie nie wywróciłam. Zaliczyłam taką glebę, że wyskoczyłam z buta i pokazałam światu różową skarpetkę. Z jamnikiem. Nigdy nie byłam bardziej czerwona! I nigdy więcej nie "ujeżdżałam" wózka :D
- Nie mogę się zdecydować czy bardziej lubię kabanosy czy czekoladę... Myślę, że kabanos w czekoladzie mógłby być moim przysmakiem ;)
- Za pierwszym razem (tak, tak - dobrze czytacie) zakochałam się w M. przed kostrzyńskim Lidlem. Za drugim razem - przed kostrzyńskim dworcem (oba "razy" związane są z Woodstockiem). A potem zabrał mnie na romantyczny spacer, podczas którego chciał pokazać mi konstelacje, które w ogóle nie są widoczne o tej porze roku! A gdy wróciliśmy do namiotu... Okazało się, że nie mieszkają w nim już nasze plecaki. Okradli nas. Pożyczyliśmy śpiwór, pożyczyliśmy ręcznik, kupiliśmy szczoteczki do zębów i majtki. I zaczęliśmy od zera ;)
Babeluszkowi chciałam podziękować również za drobiazgi przesłane do mnie, gdy na Facebooku zostałam jej setnym fanem :) Według niej to drobiazgi, jak dla mnie - bomba! Bardzo mnie ucieszyła ta przesyłka, bardzo :) Dziękuję kolejny raz!
PS A a propos Facebooka... Tak się noszę z założeniem konta dla bloga, noszę i donosić nie mogę! Sama śledzę niektóre blogi właśnie przy korzystania z FB, ale bo ja wiem... Pomyślę jeszcze! :)