Przedszkole - tu i tam - Polska
Zapraszam do lektury czwartego odcinka cyklu Przedszkole - tu i tam - oczami mam! O tym, jakie przedszkolne doświadczenia ma mama mieszkająca w Polsce, opowie nam Bogna, mama Nicolasa i Matteo, autorka bloga Bebe and Company. Bogna ma w temacie przedszkola dużo więcej do powiedzenia, bo mieszkała również we Francji, ale że aktualnie jej chłopcy uczęszczają do polskiego przedszkola... Skupiła się na nim :) Cały tekst oraz wszystkie zdjęcia są jej autorstwa. Dziękuję za opowieść! :)
Szczególnie w przypadku właśnie tego tekstu pamiętajcie, że to doświadczenia jednej mamy w jednej placówce przedszkolnej. Jeśli macie zupełnie inne spostrzeżenia o polskim przedszkolu - z chęcią poczytamy o nich w komentarzach lub we wpisach na Waszych blogach. Koniecznie dajcie znać, jeśli opublikujecie u siebie wpis przedszkolny! :) A teraz oddaję głos Bognie...
Styczeń 2012 Decyzja podjęta, próbujemy naszych szans w zapisach do przedszkola publicznego. Krótkie rozeznanie w terenie: in plus mieszkamy w najbardziej przyjaznej rodzinie dzielnicy w Warszawie, in minus brak znajomych z doświadczeniami w tej dzielnicy. Przeszukiwanie Internetu okazało się żmudne i nieprzynoszące efektów. Przeglądałam setki postów, subiektywnych wpisów, ocen i zdań. Głowa pękała od nadmiaru informacji i opinii.
Finalnie wybieramy kilka, ale braliśmy pod uwagę jedynie trzy, które organizowały Drzwi Otwarte. Przedszkole pierwszego wyboru jest zaledwie pięć minut samochodem od nas, z dietą dla alergików i ciekawym programem „Jak przedszkolak z twórczością się mierzył” oraz „Dobre praktyki – dobrzy nauczyciele – skuteczna szkoła”. Teraz czekamy trzymając kciuki.
Kwiecień 2012 Szał radości – dostaliśmy się!
Sierpień 2012 Dni adaptacyjne to totalna porażka, w małej sali 26 dzieci i 26 rodziców, sztuczne poznawanie się, dzieci płaczą, żalą się – że głośno, że obco, że za dużo się dzieje. Nie uczestniczymy w nich, bo więcej narobiły chłopcom szkody niż dały pożytku. Brakuje mi przede wszystkim indywidualnego podejścia, zebrania informacji na temat każdego dziecka. Nie ma Cioć, są Panie, czego moje dzieci po świetnych klubach malucha z ciepłymi, przytulającymi ciociami zupełnie nie rozumieją. Ale dajemy przedszkolu szanse i przygotowujemy się do pierwszych dni września.
Rok przedszkolny 2012/2013 Pierwsze dni września: 26 dzieci, dwie panie opiekunki, jedna pani do pomocy i jedna woźna. Ruszamy obładowani potrzebnymi rzeczami: worek z piżamą na leżakowanie, worek ze strojem na gimnastykę, worek z ubrankami na zmianę, cała masa przyborów: kredki, kleje, papiery kolorowe, farby, pędzelki, krepa, bloki, papier ksero. Wszystko oczywiście razy dwa. Chłopcy szybko się aklimatyzują, weterani klubów malucha doskonale sobie radzą, są samodzielni i rozstania dla żadnej ze stron nie są traumatycznym przeżyciem.
Przedszkolny dzień chłopcy rozpoczynają o 8.30 – śniadaniem. Pobyt w przedszkolu dla Matteo i Nicolasa jest stosunkowo długi, gdyż obieram ich dopiero o 17.30 (są jednymi z ostatnich odbieranych dzieci, średnio dzieci z grupy chłopców do domu idą już ok. godz.13.00-15.00). Plan dnia najmłodszej grupy jest podzielony między zabawę, spacer na świeżym powietrzu a zajęcia dydaktyczne. Dwie pracujące wymiennie opiekunki w grupie prowadzą tematyczne zajęcia, co tydzień coś nowego i ciekawego: a to kosmos, a to bajki, literki, mapy i wiele innych. Jest też czas wolny, podczas którego dzieci bawią się, a Panie obserwują. Chciałabym móc napisać bawią się z dziećmi, zachęcają – niestety rzeczywistość nieco odbiega od naszych oczekiwań. Gdy w domu bawimy się w przedszkole wychodzi na jaw, co właściwie robią Panie podczas czasu wolnego: siadają przy stoliku i zakładając nogę na nogę i czytają gazety. Ale jak ja to mówię C’est la vie!
Pomiędzy zajęcia codzienne wplatany jest obiad oraz podwieczorek. Jedzenie przygotowywane na miejscu przez panie kucharki. Jesteśmy w przedszkolu dla alergików, dietetyk dba o żywienie w przedszkolu. Brane są pod uwagę diety specjalne, uwzględniane indywidualne potrzeby dzieci. Każdy rodzic ma dostęp do tygodniowego menu. W sali chłopców na dużej kartce dodatkowo wypisane są produkty, na które każde dziecko jest uczulone. Zdarzają się niestety przypadki nieprzestrzegania diety. Całe szczęście moi chłopcy sami doskonale wiedzą od czego dostają uczulenia i zawsze głośno krzyczą, że danego warzywa, owocu czy innego produktu jeść nie mogą. Podoba mi się, że w przedszkolu nikt dzieci do jedzenia nie zmusza, nie ma jedzenia na siłę, ani wpychania. Na moje nieszczęście natomiast przedszkolne jedzenie nie przypadło do gustu chłopcom. Zatem po powrocie do domu dokarmiamy głodne brzuszki.
W najmłodszej grupie jest też czas na poobiednie leżakowanie ku uciesze śpiocha Nicolasa, a ku utrapieniu Matteo. Dzieci przebierają się w piżamki i śpią na łóżeczkach polowych, każde dziecko ma swoją pościel. Podczas gdy inne dzieci śpią, Matti często bawi się po cichu lub ogląda książeczki. Panie nie widzą w tym problemu i bardzo to sobie cenię.
W przedszkolu, dodatkowo po zapisaniu, dzieci mogą uczestniczyć w odpłatnych zajęciach. Do wyboru: angielski, gimnastyka korekcyjna, rytmika, warsztaty artystyczne, tańce. My biorąc pod uwagę liczbę godzin spędzanych przez nasze dzieci w przedszkolu decydujemy się na wszystkie zajęcia, przede wszystkim dlatego, aby urozmaicić chłopcom dzień i ciekawie go wypełnić. Początkowo chłopcy zajęciami zafascynowani, ale w drugim semestrze zaczyna być nudno, więc chcą chodzić jedynie na angielski i rytmikę. No cóż chłopcy mają wiele atrakcji w domu, zwykłe rysowanie czy klejenie ich już nie bawi, szukamy zatem czegoś nowego.
Chłopcy praktycznie codziennie wychodzą na świeże powietrze, oczywiście gdy tylko pogoda ku temu sprzyja. Nie straszny Paniom opiekunkom mróz, nie przeszkadza też ubieranie całej gromadki dzieci (40 minut!), stawiają na samodzielność i cierpliwie czekają aż wszyscy się ubiorą, pomagając przy tym i sprawdzając czy szyje, uszy i brzuszki na pewno są w ciepełku.
Nasze przedszkole często organizuje dodatkowe atrakcje dla dzieci: teatrzyki, koncerty, pokazy a dla starszych wycieczki. Angażuje rodziców w kiermasze, pikniki, ale też w wystawianie sztuki dla dzieci.
Akademie z występami dzieci przebiegają już ciut gorzej, dzieci się nudzą, rodzice hałasują i niezliczoną ilością kamer i aparatów stresują dzieci.
Niewątpliwym plusem jest koszty przedszkola publicznego. Przy dwójce dzieci cena jest dla nas bardzo interesująca. Do godz. 13.00 pobyt dziecka jest bezpłatny, po tej godzinie za każde dziecko pobierana jest opłata w wysokości 2,81 zł/1h. Zajęcia dodatkowe to koszt od 25 do 37 zł w zależności od zajęć, a dzienne wyżywienie za dziecko wynosi 8,50 zł. Co przy naszej dwójce total koszt wychodzi plus/minus 1100 zł miesięcznie.
PODSUMOWANIE po 6 miesiącach przygody z przedszkolem publicznym. Jako rodzice nie do końca umiemy dostosować się czy też tolerować podejście opiekunek i dyrekcji do rodzica. Nie raz dano nam odczuć, że rodzic nie ma prawa do głosu, do dyskusji, że przedszkole rządzi się swoimi prawami. Irytuje nas brak indywidualnego podejścia do dzieci, ale liczba 26 dzieci w grupie może taką sytuację tłumaczyć. W naszym przedszkolu brakuje mi przede wszystkim komunikacji i otrzymywania informacji na temat pobytu chłopców w przedszkolu. Często o trudnych sytuacjach dowiadujemy się za późno, żeby móc zareagować. Na szczęście małymi kroczkami przecieramy szlaki i wypracowujemy sobie kontakt z Paniami opiekunkami.
Jednak co najistotniejsze, i dla nas jako rodziców najważniejsze, to świadomość, że nasze dzieci są bezpieczne i szczęśliwe. Chętnie chodzą do przedszkola, wstają rano i cieszą się na spotkanie ze swoimi Paniami. Opiekunkami, które nigdy się na dzieci nie skarżą, które cierpliwie znoszą kolejny zbity talerzyk, przesiusianą piżamkę czy wylany sok, bo wiedzą, że dzieci wszystkiego muszą się nauczyć. Nicolas i Matteo wiele się uczą – nie tylko wierszyków czy piosenek, ale też samodzielności, działania w grupie. Podoba nam się, że Panie wprowadzają zasady savoir-vivre’u, naukę dzielenia się, pomoc innym czy też dbanie o środowisko.
Niewątpliwie jestem wymagającym Rodzicem, który dużo z dziećmi ciekawego robi w domu, i od przedszkola oczekuje tego samego. Przedszkola prywatne na pewno posiadają szerszą ofertę zajęć, ale po dłuższym zastanowieniu doszłam do wniosku, że to w sumie ostatnie chwile beztroskiej zabawy moich dzieci. Przed nimi już lada moment nauka i obowiązki. W przedszkolu czują się akceptowane, szczęśliwe, z uśmiechem na buzi maszerują do przedszkola w śnieg, deszcz czy słoneczko. I niech tak pozostanie na naukę i pozalekcyjne zajęcia przyjdzie jeszcze pora.
Szczególnie w przypadku właśnie tego tekstu pamiętajcie, że to doświadczenia jednej mamy w jednej placówce przedszkolnej. Jeśli macie zupełnie inne spostrzeżenia o polskim przedszkolu - z chęcią poczytamy o nich w komentarzach lub we wpisach na Waszych blogach. Koniecznie dajcie znać, jeśli opublikujecie u siebie wpis przedszkolny! :) A teraz oddaję głos Bognie...
Finalnie wybieramy kilka, ale braliśmy pod uwagę jedynie trzy, które organizowały Drzwi Otwarte. Przedszkole pierwszego wyboru jest zaledwie pięć minut samochodem od nas, z dietą dla alergików i ciekawym programem „Jak przedszkolak z twórczością się mierzył” oraz „Dobre praktyki – dobrzy nauczyciele – skuteczna szkoła”. Teraz czekamy trzymając kciuki.
Kwiecień 2012 Szał radości – dostaliśmy się!
Sierpień 2012 Dni adaptacyjne to totalna porażka, w małej sali 26 dzieci i 26 rodziców, sztuczne poznawanie się, dzieci płaczą, żalą się – że głośno, że obco, że za dużo się dzieje. Nie uczestniczymy w nich, bo więcej narobiły chłopcom szkody niż dały pożytku. Brakuje mi przede wszystkim indywidualnego podejścia, zebrania informacji na temat każdego dziecka. Nie ma Cioć, są Panie, czego moje dzieci po świetnych klubach malucha z ciepłymi, przytulającymi ciociami zupełnie nie rozumieją. Ale dajemy przedszkolu szanse i przygotowujemy się do pierwszych dni września.
Rok przedszkolny 2012/2013 Pierwsze dni września: 26 dzieci, dwie panie opiekunki, jedna pani do pomocy i jedna woźna. Ruszamy obładowani potrzebnymi rzeczami: worek z piżamą na leżakowanie, worek ze strojem na gimnastykę, worek z ubrankami na zmianę, cała masa przyborów: kredki, kleje, papiery kolorowe, farby, pędzelki, krepa, bloki, papier ksero. Wszystko oczywiście razy dwa. Chłopcy szybko się aklimatyzują, weterani klubów malucha doskonale sobie radzą, są samodzielni i rozstania dla żadnej ze stron nie są traumatycznym przeżyciem.
Przedszkolny dzień chłopcy rozpoczynają o 8.30 – śniadaniem. Pobyt w przedszkolu dla Matteo i Nicolasa jest stosunkowo długi, gdyż obieram ich dopiero o 17.30 (są jednymi z ostatnich odbieranych dzieci, średnio dzieci z grupy chłopców do domu idą już ok. godz.13.00-15.00). Plan dnia najmłodszej grupy jest podzielony między zabawę, spacer na świeżym powietrzu a zajęcia dydaktyczne. Dwie pracujące wymiennie opiekunki w grupie prowadzą tematyczne zajęcia, co tydzień coś nowego i ciekawego: a to kosmos, a to bajki, literki, mapy i wiele innych. Jest też czas wolny, podczas którego dzieci bawią się, a Panie obserwują. Chciałabym móc napisać bawią się z dziećmi, zachęcają – niestety rzeczywistość nieco odbiega od naszych oczekiwań. Gdy w domu bawimy się w przedszkole wychodzi na jaw, co właściwie robią Panie podczas czasu wolnego: siadają przy stoliku i zakładając nogę na nogę i czytają gazety. Ale jak ja to mówię C’est la vie!
Pomiędzy zajęcia codzienne wplatany jest obiad oraz podwieczorek. Jedzenie przygotowywane na miejscu przez panie kucharki. Jesteśmy w przedszkolu dla alergików, dietetyk dba o żywienie w przedszkolu. Brane są pod uwagę diety specjalne, uwzględniane indywidualne potrzeby dzieci. Każdy rodzic ma dostęp do tygodniowego menu. W sali chłopców na dużej kartce dodatkowo wypisane są produkty, na które każde dziecko jest uczulone. Zdarzają się niestety przypadki nieprzestrzegania diety. Całe szczęście moi chłopcy sami doskonale wiedzą od czego dostają uczulenia i zawsze głośno krzyczą, że danego warzywa, owocu czy innego produktu jeść nie mogą. Podoba mi się, że w przedszkolu nikt dzieci do jedzenia nie zmusza, nie ma jedzenia na siłę, ani wpychania. Na moje nieszczęście natomiast przedszkolne jedzenie nie przypadło do gustu chłopcom. Zatem po powrocie do domu dokarmiamy głodne brzuszki.
W najmłodszej grupie jest też czas na poobiednie leżakowanie ku uciesze śpiocha Nicolasa, a ku utrapieniu Matteo. Dzieci przebierają się w piżamki i śpią na łóżeczkach polowych, każde dziecko ma swoją pościel. Podczas gdy inne dzieci śpią, Matti często bawi się po cichu lub ogląda książeczki. Panie nie widzą w tym problemu i bardzo to sobie cenię.
W przedszkolu, dodatkowo po zapisaniu, dzieci mogą uczestniczyć w odpłatnych zajęciach. Do wyboru: angielski, gimnastyka korekcyjna, rytmika, warsztaty artystyczne, tańce. My biorąc pod uwagę liczbę godzin spędzanych przez nasze dzieci w przedszkolu decydujemy się na wszystkie zajęcia, przede wszystkim dlatego, aby urozmaicić chłopcom dzień i ciekawie go wypełnić. Początkowo chłopcy zajęciami zafascynowani, ale w drugim semestrze zaczyna być nudno, więc chcą chodzić jedynie na angielski i rytmikę. No cóż chłopcy mają wiele atrakcji w domu, zwykłe rysowanie czy klejenie ich już nie bawi, szukamy zatem czegoś nowego.
Chłopcy praktycznie codziennie wychodzą na świeże powietrze, oczywiście gdy tylko pogoda ku temu sprzyja. Nie straszny Paniom opiekunkom mróz, nie przeszkadza też ubieranie całej gromadki dzieci (40 minut!), stawiają na samodzielność i cierpliwie czekają aż wszyscy się ubiorą, pomagając przy tym i sprawdzając czy szyje, uszy i brzuszki na pewno są w ciepełku.
Nasze przedszkole często organizuje dodatkowe atrakcje dla dzieci: teatrzyki, koncerty, pokazy a dla starszych wycieczki. Angażuje rodziców w kiermasze, pikniki, ale też w wystawianie sztuki dla dzieci.
Akademie z występami dzieci przebiegają już ciut gorzej, dzieci się nudzą, rodzice hałasują i niezliczoną ilością kamer i aparatów stresują dzieci.
Niewątpliwym plusem jest koszty przedszkola publicznego. Przy dwójce dzieci cena jest dla nas bardzo interesująca. Do godz. 13.00 pobyt dziecka jest bezpłatny, po tej godzinie za każde dziecko pobierana jest opłata w wysokości 2,81 zł/1h. Zajęcia dodatkowe to koszt od 25 do 37 zł w zależności od zajęć, a dzienne wyżywienie za dziecko wynosi 8,50 zł. Co przy naszej dwójce total koszt wychodzi plus/minus 1100 zł miesięcznie.
PODSUMOWANIE po 6 miesiącach przygody z przedszkolem publicznym. Jako rodzice nie do końca umiemy dostosować się czy też tolerować podejście opiekunek i dyrekcji do rodzica. Nie raz dano nam odczuć, że rodzic nie ma prawa do głosu, do dyskusji, że przedszkole rządzi się swoimi prawami. Irytuje nas brak indywidualnego podejścia do dzieci, ale liczba 26 dzieci w grupie może taką sytuację tłumaczyć. W naszym przedszkolu brakuje mi przede wszystkim komunikacji i otrzymywania informacji na temat pobytu chłopców w przedszkolu. Często o trudnych sytuacjach dowiadujemy się za późno, żeby móc zareagować. Na szczęście małymi kroczkami przecieramy szlaki i wypracowujemy sobie kontakt z Paniami opiekunkami.
Jednak co najistotniejsze, i dla nas jako rodziców najważniejsze, to świadomość, że nasze dzieci są bezpieczne i szczęśliwe. Chętnie chodzą do przedszkola, wstają rano i cieszą się na spotkanie ze swoimi Paniami. Opiekunkami, które nigdy się na dzieci nie skarżą, które cierpliwie znoszą kolejny zbity talerzyk, przesiusianą piżamkę czy wylany sok, bo wiedzą, że dzieci wszystkiego muszą się nauczyć. Nicolas i Matteo wiele się uczą – nie tylko wierszyków czy piosenek, ale też samodzielności, działania w grupie. Podoba nam się, że Panie wprowadzają zasady savoir-vivre’u, naukę dzielenia się, pomoc innym czy też dbanie o środowisko.
Niewątpliwie jestem wymagającym Rodzicem, który dużo z dziećmi ciekawego robi w domu, i od przedszkola oczekuje tego samego. Przedszkola prywatne na pewno posiadają szerszą ofertę zajęć, ale po dłuższym zastanowieniu doszłam do wniosku, że to w sumie ostatnie chwile beztroskiej zabawy moich dzieci. Przed nimi już lada moment nauka i obowiązki. W przedszkolu czują się akceptowane, szczęśliwe, z uśmiechem na buzi maszerują do przedszkola w śnieg, deszcz czy słoneczko. I niech tak pozostanie na naukę i pozalekcyjne zajęcia przyjdzie jeszcze pora.