
Pojechaliśmy po nią razem, po obiedzie. - A wiesz, tato, dzieci wyły, ale ja wcale! - oznajmiła (oj, ten język ;)). A na korytarzu usłyszeliśmy: - Zjadła z dziesięć porcji jabłek w cieście! Gdzie ona to mieści?! :) Ano mieści. Czasem mówi, że brzuszek się najadł, ale plecki jeszcze nie ;) I TYLE w tym przedszkolu zjadła, że w domu poprawiła: miseczką rosołu, żelkami ukrytymi w czerwonych koralach dzielnego przedszkolaczka (inspiracja KLIK) i babeczką kakaowo-bananową. No tak, świętowaliśmy, słodyczowy weekend przeciągnął się do poniedziałku... I prezent otworzyła. Bo jak to tak? Być w grupie Skrzatów i nie mieć takiej książki? :)
Jaki był Wasz poniedziałek? Przeżywałyście czyjś debiut? W przedszkolu lub szkole? :) Albo swój wspominałyście? :) Mi przypomniał się skrawek apelu. Przed rozpoczęciem pierwszej klasy szkoły podstawowej, na boisku szkolnym :)