Sorry, Wojtek (sięgnęłam dna)
Przeszłość. Ponad cztery lata temu. Ciąża numer 1
Teraźniejszość. Ciąża numer 2.
Kładę się późno i długo śpię. O 10.00 mogę bezboleśnie wyjść z łóżka i zjeść śniadanie... :)
Sorry, Wojtek. Kładę się późno i budzę przed 7.00. Wszak trzeba Ewkę namówić na skomplikowany proces otwarcia oczu. I nałożyć jej "na śpiąco" majtki na tyłek. Różowe.
Lista wyprawkowa wisi na lodówce. Niektóre drobiazgi już mamy, inne będziemy stopniowo dokupować. Rośnie też lista mp3 w folderze Brzucholanki. Brzuch słucha.
Sorry, Wojtek. Nie dość, że ta lista wyprawkowa jest kulawa, to jeszcze wcale nigdzie nie wisi. Na dodatek, o ile Ewka była już osłuchana w Mozartach i innych takich, Ty co najwyżej możesz usłyszeć setne wykonanie piosenki o cebuli i próby przedszkolnych przyśpiewek związanych z Dniem Matki.
Wczoraj odwiedziliśmy duże sklepy z artykułami dla najmłodszych. Taki rekonesans. I ja się pytam teraz: kto ukradł soczyste kolory z tych artykułów? Dlaczego nikt nie czuwa nad paskudnym wzornictwem? Dlaczego nie znają zasady, że "mniej znaczy więcej" i na jedne śpioszki wrzucają kaczuszkę, słonia, gwiazdki i jakieś zrypane diamenciki? A przewijaki? JAKIE ONE SĄ OBRZYDLIWE.
Sorry, Wojtek. Ciuchów już trochę masz. Po siostrze. Tudzież innych znajomych dziewczynkach. Pardą, po chłopcu też miewasz. A przewijak jest wciąż obrzydliwy, ale umiem go umiejętnie zakryć...
Śnilo mi się, że mój lekarz wyszedł z gabinetu kompletnie pijany i opowiadał o zarodkowaniu. Sen się nie sprawdził. lekarz był trzeźwy, odnotował brak niepokojących zmian i zaprosił do siebie za trzy tygodnie.
Sorry, Wojtek. Mądrzejsza nie jestem, nadal nie wiem, co to jest zarodkowanie. Wciąż przyjmuje mnie ten sam, tak samo trzeźwy, lekarz. Choć w tej odsłonie jeszcze o nim nie śniłam. A tak w ogóle to w ciąży śnię sny muzyczne. Z Ewą w brzuchu słyszałam to KLIK, wyśpiewane przez chór, gdzieś na obcej ulicy. Ty wolisz inne nuty, Ty przez całą noc słuchałeś ze mną tego KLIK, we śnie. Śnicie muzycznie? Mój ulubiony rodzaj snów.
Z zaskoczeniem zaobserwowałam na dolnej części mojego brzucha pionowe rozpadliny. Nieme "Jak to?" - zaświeciło w moich oczach - "Przecież używam oliwki..." (o naiwności!). Chwile trwało zanim skojarzyłam tajemnicze kreski z wzorem na mojej koszulce...
Sorry... Olga. Jak już te rozpadliny się pojawią, to pretensje miej tylko do siebie. Za czasów Ewki brzuch błyszczał, codziennie naoliwiany był, pępek był pępkiem wszechświata. A teraz? No co dwa tygodnie sobie przypominam, że coś chyba warto maznąć. Także sorry, Olga.
Dziś z kolei otworzyłam opakowanie z witaminami ciążowymi, a tam ostatnia. Jest jeszcze pochłaniacz wilgoci, który mogę żuć jutro, ale bo ja wiem... I jakie teraz witaminsy mam kupić? Mam kupić jakieś czy co?
Sorry, Wojtek. Z Tobą raczej nie będę miała takich dylematów. Trochę Ci te witaminy dawkuję, bo zwyczajnie o nich zapominam. Chyba nie będziesz robił mi scen teraz, co?
Filmy. Całkiem sporo. Koniecznie takie bez przemocy. Z czytaniem mam problem. Niby składam literki, ale nic nie rozumiem.
Sorry, Wojtek. Oglądamy razem serial Hannibal, oglądaliśmy Following. No to nie są obrazy bez przemocy. I czytam. Często tytuły nieadekwatnie do mojego kulistego stanu (dwie książki o bieganiu), ale czytam...
Co w zamian? Wojciechu! Ty i Twoje lokum było PREZENTOWANE! I nie że byle gdzie i byle komu. W przedszkolu u Ewki, jej koleżankom i kolegom! W ramach projektu Niemowlę, który realizują. I powiem Ci, że Twoja starsza siostra wyglądała na dumną...
A że dna sięgnęłam? No sięgnęłam. Łyżeczką. Bo mi się to masło orzechowe (M&S crunchy peanut butter, PYCHA!) kończy. Bo może i za czasów Ewki codziennie kilka różnych orzeszków podjadałam, ale teraz? No nie mam głowy, czasu, sklepu pod ręką. Na te mieszanki. To wyjadam masło orzechowe. Łyżeczką. Sorry, Wojtek ;)