Kilka tygodni wcześniej zaczęłam obserwować długoterminowe prognozy pogody. Zaczęłam być również nudna i jęcząca. Bo rok temu były deszcze i wicher. Zimno było! A tu - im bliżej godziny zero, tym większe upały. Monotonnie zawodziłam, rozmyślałam, cykałam ze zniecierpliwieniem. Żonglerka pozycjami menu trwała niemal do ostatniej chwili. W noc poprzedzającą imprezę, obudziła mnie burza. Obudziła i ucieszyła. Taki to prezent dostałam dokładnie w okolicach godziny narodzin Ewki - ulewę i pioruny, a zaraz po niej obniżenie temperatury i lekkie zachmurzenie. Bosko!
Tylko jedna koleżanka Ewy z rodzicami nie mogła dotrzeć, zapalenie ucha zatrzymało ją w domu. Pozostali zaproszeni goście byli i bardzo, bardzo nas swoją obecnością ucieszyli! Jedzenia ze stołów zrobionych z kartonów systematycznie ubywało i zuchwale mogę już dziś stwierdzić, że menu się sprawdziło. A co serwowaliśmy?
MENU 1. Wyroby domowe: w roli tortu - ciasto marchewkowe (bez kremu, polane gorzką czekoladą i ukwiecone cukierkami m&m), brownie, ciastka maślane z m&m, sezamki z amarantusem, kotleciki drobiowe, ślimaczki z ciasta francuskiego z szynką. 2. Gotowce: żelki, słomka ptysiowa, rurki waflowe (bez nadzienia, taki półprodukt właściwie, hit wśród dzieciaków), mieszanka orzeszków i rodzynek, jabłka, pomidorki, papryka, winogrona. Była też fantastyczna tarta warzywna przyniesiona przez jednych z gości (dziękuję! raz jeszcze!), która idealnie dopełniła wytrawną stronę menu (i była najlepsza, niestety mam na to świadków ;D).
Trudno mi pokazać Wam całą imprezę unikając zdjęć z twarzami zaproszonych dzieci i dorosłych. A że wcześniej nie zapytałam, czy mogę opublikować zdjęcia - moja (i Wasza, niestety!) strata... Jest zatem przede wszystkim Ewa i ogólny charakter pikniku. Było... aktywnie! I przyznaję, biję się w pierś, że dałam ciała. Bo o wiele lepiej byłoby przeprowadzić jakieś zawody, animować zabawę itd. Tymczasem nie miałam do tego głowy, a i sił jakby mało. Także organizacyjnie mogło być lepiej, co nie oznacza, że było źle :) Wśród swoich byłam!
Była chusta animacyjna Klanza, piłki, skakanka, tunel, kręgle (z puszek po kociej karmie ;)), bule w wersji dla dzieci oraz dla dorosłych, instrumenty... I jeszcze inne gadżety, o których już nie pamiętam! Z pomocą przyszli goście. Bardzo polecam takie rozwiązanie - rodzice dzieci, które są w podobnym wieku zazwyczaj COŚ mają, coś do zabawy na świeżym powietrzu. Wystarczy rzucić hasło :) A w podziękowaniu...
Mali goście dostali prezenty! Malutka słodkość (lizak i herbatniki) i pamiątka (broszka lub magnes) przygotowana przez Magdę z Atoto (nawiasem mówiąc - namawiam ją na wystąpienie w cyklu Chcieć to móc! i chyba robię to dość skutecznie ;)). Kawałek drewienka, na nim kolorowe malunki. Urocze i jedyne takie. Koty, sowy, słoń, łódka - Ewa sama rozdzielała, jaki prezent do kogo trafi. Sama wybierała, kto jakiego dostanie lizaka. Wszystko wsadzała do torebki w baloniki, a całość zaklejałyśmy papierową kropą z odpowiednią literką. I na koniec imprezy wręczała paczuszkę opuszczającym nas gościom. I sprawiło jej to dużo radości :) Oczywiście jeden kot został z nami! Na pewno niebawem zobaczycie go na jakimś zdjęciu...
Jak cudownie...na pewno coś wykorzystam za 2 miesiące :)) u nas w tym roku także piknik! :D
OdpowiedzUsuńO rany! Świetny pomysł, aż sama chciałabym mieć znowu cztery lata ;)
OdpowiedzUsuńPięknie wszystko wyszło a można wiedzieć gdzie dokładnie zrobiłyście piknik?
OdpowiedzUsuńW Parku Tysiąclecia :)
UsuńJestes niesamowicie twórczą mamą z głową pomysłów ..... i widać to po radości i dumie jubilatki :)
OdpowiedzUsuńPięknie! Drzewo rewelacyjnie wygląda takie udekorowane, wszystko świetne, a te upominki- magnesy i broszki są cudowne!
OdpowiedzUsuńKochana, cudnie to wszystko zorganizowałaś, podziwiam!!!
OdpowiedzUsuńPomysł z piknikiem rewelacyjny, szkoda, że Ala moja w styczniu urodzona to nie wykorzystam. Ewcia przepiękna w tej sukience.
OdpowiedzUsuńWow, Olga, bomba !! U nas piknik nie wyszedł, była tylko impreza dziadkowa, piknik wypadł niestety (biedna Jagoda, z którą obmyślałyśmy co i jak- łącznie z poszukiwaniem odpowiedniego miejsca, ale kochaną mam córę, bo jakoś tak spływa po niej bez focha ;), większość gości nie mogło... ale w dzień pikniku cieszyłam się ostatecznie, że nie było, bo burze szargały miastem przez pół dnia... Z pytań technicznych- co robi za stół? Bo u nas miało wszystko być na kocach, ale widzę, że masz tu coś obcykane :) Tak na przyszłość pytam :) Buziaki!
OdpowiedzUsuńDwa kartony z Biedry :D Po bananach? No obojętnie, byle tej samej wysokości. Idealne, bo w nich wszystko przynieśliśmy (przywieźliśmy na parking obok parku). Dwa lata temu jedzenie było na ziemi i zdarzały się... wdepnięcia ;) No ale dzieci młodsze były :)
UsuńMyślałam, że może palety przytargaliście.. hii :) Super!
UsuńŚwietna taka impreza! Pomysł z piknikiem rewelacyjny! Kiedyś wykorzystam dla mojego Julka bo Oski w lutym urodzony.
OdpowiedzUsuńAle pięknie to przygotowałaś. Ewka na pewno na długo zapamięta taaakie urodzinki:)
OdpowiedzUsuńP.S JA jeszcze poproszę o przepis na tartę. Wygląda smakowicie. Oczywiście wszystko do schrupania, ale tarta szczególnie mnie zaciekawiła:)
UsuńWow! Jestem pod wrazeniem! Cudownie to wsyzstko zorganizowalas!
OdpowiedzUsuńMy pierwotnie mielismy plan na urodziny po chmurka, ale niestety.... 13 stopni, wiatry i deszcze zatrzymaly nas w domu, ale nie bylo zle! Dalismy jakos rade ;)
pięknie przyjęcie i zdrowe smakołyki :) widać szczęście na buzi Ewy :)
OdpowiedzUsuńSuper pomysl ten piknik;) mysle teraz intensywnie gdzie my bysmy mogli zrobic bo parku u nas nie ma a pod blokiem to mieszkancy chyba nie bardzo zadowoleni by byli;p ps. Broszki i magnesy rewelacja..namawiaj bo chetnie poczytam o tak zdolnej mamie;))
OdpowiedzUsuńpo prostu cudnie !
OdpowiedzUsuńJak ja zazdroszczę urodzin w wiosenno - letnich miesiącach. Marzą mi się urodziny w plenerze a moje dzieci na świat przyszły w listopadzie i lutym....ehhh.
OdpowiedzUsuńŚwietna impreza!! Sto lat dla Ewki!
Mina Ew w chwili gdy otrzymuje prezenty..OBŁĘD-na:D
OdpowiedzUsuńJakoś tak wewnętrznie byłam spokojna słuchając o Twoich planach. Spokojna byłam, bo wiedziałam, że się uda! I, że będzie fantatsik-bombastik!
Fantastycznie, kreatywnie,naprawdę jestem pod wrażeniem :) Nie tam ze sala zabaw i kulki tylko coś osobistego i od serca. A upominki - niesamowite
OdpowiedzUsuńSto lat Ewka!! A piknik - co tu duzo mowic - Olga jestes moim piknikowym guru!!
OdpowiedzUsuńPięknie wyszło! Stół suto nakryty. Dzieci szczęśliwe. Ja również idę tropem "wykorzystania" innych rodziców. Bo masz racje - każdy coś ma i na pewno chętnie pomoże :)))
OdpowiedzUsuńIle czasu trwają te Wasze pikniki? :)
OdpowiedzUsuńI czy rodzice uczestniczą w tych piknikach czy zostawiają dzieciaki? Jeśli zostawali, to było dla nich coś specjalnego na poczęstunek, czy częstowali się tym, co było na stole dla dzieci? I w ogóle jak dzieci sobie radziły z jedzeniem? Częstowały się czymś i szły na koc czy w locie wszystko? Zabawy były przerywane na jedzonko czy po prostu kto miał kiedy potrzebę to jadł i pił?
UsuńPytam o to wszystko, bo zainspirowana Wami postanowiłam, że zorganizuję kiedyś córce urodziny w plenerze. No i przyszedł ten czas:) A ja cała w stresie...
Nie wiem dlaczego Blogger nie wysyła mi już powiadomienia o nowych komentarzach :( Chyba RODO go nastraszyło... Pewnie już za późno? Ale odpisuję.
UsuńPikniki trwały (bo ws tym roku E. wybrała domówkę) zawsze około 3-4 godziny. Przy czym ostatnia godzina to już niedobitki ;) Najbliżsi znajomi, z którymi po prostu się leży na kocach bez spiny. Jak Ewa miała 3-5 lat - rodzice byli z nami, włączali się w zabawy lub walali po kocach. Jakieś dodatkowe ciasto robiłam dla nich lub wytrawną tartę. I kupowałam więcej wody. Wołanie było tylko na "tort", czyli po naszemu ciasto marchewkowe. Bo świeczki, dmuchanie, krojenie. Pozostałe jedzenie znika w różnym tempie pomiędzy zabawami czy bieganiem w kółko. Był już Twój piknik? Udało się?