Dzień Dziecka
Stoję w kuchni, naczynia myję. Przez okno widzę podjeżdżający pod blok lśniący wóz. Srebrny (tyle w temacie marek samochodów ;)). Kilka razy w roku zwracam uwagę na ten widok. Wysiada mały chłopczyk, mieszka gdzieś nad nami. Właśnie spędził dzień z tatą. Z bagażnika wyciąga prezenty. Dużo i duże. Z trudem je unosi. Tata poprawia fajkę w ustach, głaszcze małego po głowie, macha mu i już go nie ma. Nie oceniam, może dla tej rodziny to rozstanie, te spotkania i prezenty są najlepszym rozwiązaniem. Może ten chłopiec czuje się najszczęśliwszym dzieckiem na świecie. Nie wiem. Widzę tylko jeden element układanki. Widzę kilka razy w roku. Zza szyby. Nie oceniam, ale za nic nie zamieniłabym tego na naszą zabałaganioną codzienność. Z kolejką do toalety, z truskawką pod stołem, z naszymi "dorosłymi" ustaleniami i sztamą wychowawczą. Taka to myśl po Dniu Dziecka. Prezenty, goście, kolorowanie, dużo słodkości, w tym pierwsza wata cukrowa. Długi spacer, trochę skoków, lody o smaku Hello Kitty*. A Wy? Jak świętowaliście Dzień Dziecka? :)
* Jak Tramal będzie niegrzeczny, zrobimy z niego lody! I będziem sprzedawać włochate kulki ;)