Księżniczki, kucyki, magiczne zwierzątka
Do trzeciego roku życia Ewy miałam stuprocentową kontrolę nad jej półką z książkami. Taki był ze mnie strażnik książek. Za wybory w 95 procentach odpowiadałam ja, pozostałe typy... też zazwyczaj miałam pod kontrolą. Choć przyznaję - mało kto miał odwagę kupować Ewie książkę. Strach się wychylać, skoro strażnik czuwa ;)
A potem przyszło przedszkole, grupa rówieśników, więcej reklam telewizyjnych, gazetek reklamowych itp. Świat wyciągnął łapska po moją Ewę, a ja znoszę to zmniejszą lub większą pokorą. I robię swoje. Kiedy ona wypożycza kolejną część przygód jakiegoś magicznego zwierzątka, ja chwytam np. Babcię na jabłoni. Książki czytamy dwie. Jej i moją. Ona opowiada, co polecają jej koleżanki, ja zostawiam na ławie coś, co mi wpadło w oko. Przejdzie obojętnie? Nie, nie przejdzie. Weźmie, otworzy, podczyta, poogląda. Robię swoje.
Tymczasem My Little Pony wciąż na tapecie. Bardziej figurki i artykuły papiernicze, mniej animowany serial czy komiks (no dobra, nie przyznałam się jej, że są również komiksy). Kupuje raz w miesiącu magazyn, za swoje pieniądze. Pilnuje, kiedy pojawia się nowy numer i bierze udział w konkursach plastycznych (nic nie wygrywa, ale nie traci nadziei). Jej kolekcja figurek to mieszanina dodatków do magazynu "Mój Kucyk Pony" i te, które ukazały się w serii Teczka z prezentem. A teraz... Teraz ma My Little Pony Kalendarz 2017. I ten 2016 zupełnie jej już zbrzydł! ;)
Kartkuje, czyta opisy świąt (bo tam są takie specjalne, związane z byciem kucykiem, wiecie-rozumiecie ;)), planuje, co tam będzie zapisywać, czyta ciekawostki i porady. Cienka okładka, niewielki, poręczny format. Oczekuje na biurku na akcję - wpisywanie urodzin i imienin i na swoją kolej - na razie aktualnym pozostaje kalendarz z ilustracjami Rotraut Susanne Berner. Ja w jej wieku nie miałam żadnego kalendarza, a potem to już kilka lat Kalendarz Szalonego Małolata, kto pamięta?
Z kolei Złotą księgą bajek do słuchania. Księżniczki* to ja dwie pieczenie na jednym ogniu. A może nawet i trzy. Trochę nadrabiamy te disnejowskie panny, bo okazuje się, że nie widziałyśmy wszystkich filmów animowanych związanych z księżniczkami. Zatem to nawet dobrze, że opowieści w tej książce takie oszczędne, takie hasłowe nawet. Wybaczamy, szczególnie, że w wersji audio słuchamy je w wykonaniu Anny Dymnej i Marii Seweryn. Znaczy się ja słuchałam raz, ona włącza sobie regularnie. Włącza i otwiera książkę. A ja wtedy myk, a ja wtedy na paluszkach... ;)
Dość gruby, ale niewielki kwadrat, okładka zintegrowana. Zawiera sześć bajek związanych z księżniczkami - do oglądania, czytania i słuchania (do książki dołączona jest płyta CD).
* pierwszy raz mam problem ze znalezieniem konkretnej książki w sklepie wydawnictwa. Tym razem linkuje do czytam.pl
PS Wpis dedykuję wszystkim, którzy piszą do mnie wiadomości, że moje dzieci to same takie mądre książki, takie ładne, a ich... kicz, plastik, fantastik ;) Taaa. Jasne. Róbcie swoje, jako i ja robię :)
A teraz to ona chce to ;)
A potem przyszło przedszkole, grupa rówieśników, więcej reklam telewizyjnych, gazetek reklamowych itp. Świat wyciągnął łapska po moją Ewę, a ja znoszę to zmniejszą lub większą pokorą. I robię swoje. Kiedy ona wypożycza kolejną część przygód jakiegoś magicznego zwierzątka, ja chwytam np. Babcię na jabłoni. Książki czytamy dwie. Jej i moją. Ona opowiada, co polecają jej koleżanki, ja zostawiam na ławie coś, co mi wpadło w oko. Przejdzie obojętnie? Nie, nie przejdzie. Weźmie, otworzy, podczyta, poogląda. Robię swoje.
Tymczasem My Little Pony wciąż na tapecie. Bardziej figurki i artykuły papiernicze, mniej animowany serial czy komiks (no dobra, nie przyznałam się jej, że są również komiksy). Kupuje raz w miesiącu magazyn, za swoje pieniądze. Pilnuje, kiedy pojawia się nowy numer i bierze udział w konkursach plastycznych (nic nie wygrywa, ale nie traci nadziei). Jej kolekcja figurek to mieszanina dodatków do magazynu "Mój Kucyk Pony" i te, które ukazały się w serii Teczka z prezentem. A teraz... Teraz ma My Little Pony Kalendarz 2017. I ten 2016 zupełnie jej już zbrzydł! ;)
Kartkuje, czyta opisy świąt (bo tam są takie specjalne, związane z byciem kucykiem, wiecie-rozumiecie ;)), planuje, co tam będzie zapisywać, czyta ciekawostki i porady. Cienka okładka, niewielki, poręczny format. Oczekuje na biurku na akcję - wpisywanie urodzin i imienin i na swoją kolej - na razie aktualnym pozostaje kalendarz z ilustracjami Rotraut Susanne Berner. Ja w jej wieku nie miałam żadnego kalendarza, a potem to już kilka lat Kalendarz Szalonego Małolata, kto pamięta?
Z kolei Złotą księgą bajek do słuchania. Księżniczki* to ja dwie pieczenie na jednym ogniu. A może nawet i trzy. Trochę nadrabiamy te disnejowskie panny, bo okazuje się, że nie widziałyśmy wszystkich filmów animowanych związanych z księżniczkami. Zatem to nawet dobrze, że opowieści w tej książce takie oszczędne, takie hasłowe nawet. Wybaczamy, szczególnie, że w wersji audio słuchamy je w wykonaniu Anny Dymnej i Marii Seweryn. Znaczy się ja słuchałam raz, ona włącza sobie regularnie. Włącza i otwiera książkę. A ja wtedy myk, a ja wtedy na paluszkach... ;)
Dość gruby, ale niewielki kwadrat, okładka zintegrowana. Zawiera sześć bajek związanych z księżniczkami - do oglądania, czytania i słuchania (do książki dołączona jest płyta CD).
* pierwszy raz mam problem ze znalezieniem konkretnej książki w sklepie wydawnictwa. Tym razem linkuje do czytam.pl
PS Wpis dedykuję wszystkim, którzy piszą do mnie wiadomości, że moje dzieci to same takie mądre książki, takie ładne, a ich... kicz, plastik, fantastik ;) Taaa. Jasne. Róbcie swoje, jako i ja robię :)
A teraz to ona chce to ;)