A w grudniu będę...

...bardzo zmęczona. Bardzo! Każdy dzień będę zamykać spektakularnym upadkiem twarzą w poduszkę. Otwierać z kolei - na pewno, na bank, na 200 proc. - zespołem niedootwartego oka. Jak już zrzucę te nogi z łóżka i nie trafię w kapcie (zimna podłoga, auć, auć, auć!), jak poszuram w kierunku jeszcze pustej śniadaniówki. Będę wzdychać i powłóczyć. Wszystkim. Ciemno za oknem, ciemno wszędzie, czajnik taki zmęczony, ledwie gwiżdże. Ja taka marudząca... Albo i nie.


Bo ta poduszka, w którą upadnę (zasypiając w locie) - skrywać będzie uśmiech. I rano faktycznie będę miała problem z otwarciem oczu, jak zawsze. Ale będę też czekać - aż ona wstanie i bosa przytupta w okolice parapetu szukając odpowiedniej choinki w kalendarzu adwentowym. Bo ona bardzo czeka! Na pierwszy dzień grudnia, na pierwszą choinkę i na... szukanki. W kalendarzu ukryta jest karteczka a na niej np. pralka. To ona biegiem do pralki. W pralce kolejna karteczka, tym razem narysowane są kalosze. Galop do przedpokoju. W kaloszu znowu rysunek. Z garnkiem. Z szufladą z majtkami. Z konkretną książką. Im więcej punktów na trasie, tym większa zabawa. Na końcu szukanki czasami drobiazg, innym razem książkowy konkret. I ja sobie będę czerpać z tej jej codziennej radości. Z ich radości, bo coś czuję, że w tym roku udzieli się i Wojtkowi. Będzie biegał z piskiem za siostrą (oddalam myśl o bitwie o podarunki, oddalam, oddycham głęboko). Będę czerpać z ich radości. Łychą wielką. I będę celebrować. Odliczać. Czekać. Bo to czekanie jest właśnie najlepsze.



Będę czekać robiąc kartki, wycinając pierniczki i przypalając tylko jedną blachę, lukrując pół stołu. Będę czekać czytając wszystkie świąteczne książki, które już za moment wyjmę z szafy. Będę czekać przeglądając zdjęcia. Nasza najnowsza fotoksiążka Printu to album, w którym poupychałam mnóstwo kadrów z kończącego się niebawem roku. Album bardzo specjalny. Niby taki zwykły, taki zabałaganiony, wypełniony mniej lub bardziej udanymi zdjęciami. A tak naprawdę - bardzo ważny. On odczarowuje ten 2016. Tłoczą się w nim zdjęcia bardzo radosnych wydarzeń, wielkich zmian, małych radości. Tak się tłoczą, że prawie można przegapić... Tylko bardzo wnikliwie przyglądające się oko wyłapie, że bywało ciężko. Ja jeszcze pamiętam. Ale każda podróż od okładki do okładki oddala mnie od wspomnień gorszych dni. Hej, ale bywało kolorowo! Ależ dużo się wydarzyło! A jakie wakacje mieliśmy udane! I na zakończeniu przedszkola Ewa tak ładnie występowała. W szkole taka uśmiechnięta. I te ewolucja jej uśmiechu! Naprawdę przez chwilę była szczerbata! ;)








Ale teraz przeglądam propozycje zadań do kalendarza adwentowego i tak jak w ubiegłym roku bardzo ostrożnie wybieram kilka. Nie dam się. Nie zrobię sobie grudnia wypełnionego wyrzutami, że miałam to, tamto i jeszcze owamto. Że nie zdążyłam. Że nie tak miało być. Mam już część prezentów, kompletuje pozostałe, kalendarz będzie ten sam. Część konkretnych porządków już za mną. Bo w grudniu to ja będę celebrować. Odliczać. Czekać. Bo to czekanie jest właśnie najlepsze.


PS I tradycyjnie - jeśli marzy się Wam taka fotoksiążka, która odczarowuje Wasz rok 2016, tutaj dla Was zniżka 40% na fotoksiążki :)

Popularne posty