Już, już!
Przeczytałam książkę dla dzieci. Właściwie dla młodszych nastolatków. Najpierw przeczytała ją jedenastoletnia Panna Czytalińska. Dwa razy. Raz chwilę po tym jak odkryła ją na kuchennym stole - jak usiadła i zaczęła czytać, tak nie wstała, póki nie skończyła. Drugi raz kolejnego dnia. Nie przesadzę pisząc, że była poruszona, nawet bardzo. Od razu chciała porozmawiać o treści, ale tradycyjnie najpierw zapytała: - Opowiadać? Czy będziesz czytać?
To było w wakacje. Trochę mi zeszło, ale przeczytałam. I już rozumiem te emocje.
Już, już! (tekst: Katarzyna Wasilkowska, ilustracje: Robert Konrad, Grupa Literatura)
Inspiracją dla opisania historii Luli stał się przeczytany przez autorkę książki wywiad z mamą dziesięciolatki uzależnionej od grania w gry komputerowe. Lula ma zwyczajny, ciepły dom - starsze rodzeństwo (siostrę i brata), które jednak bardziej jej imponuje niż wkurza i rodziców, którzy mimo zapracowania (tata pracuje za granicą, więc często go nie ma) starają się, jak mogą, by w domu było dobrze. Nie ma też problemów w szkole - uczy się chętnie, jest zorganizowana i samodzielna. Dobrze gospodaruje swoim czasem, by wystarczyło go i na naukę, i na hobby - rzeźbienie. Lula to fajna dziewczyna, córka, młodsza siostra, opiekunka Grzmota, psa przygarniętego ze schroniska. W zasadzie niczego jej nie brakuje.
Pewnego dnia na biurku Luli pojawia się komputer. Nie była to jej potrzeba, raczej uzasadnione myślenie jej mamy, że warto, by córka umiała się posługiwać tym narzędziem i trochę przypadek - starsza siostra Wera właśnie dostała w prezencie laptopa, jej poprzedni komputer mógł trafić do nowego użytkownika. Zostały ustalone rozsądne zasady korzystania z komputera, ale niewiele się zmieniło, bo Lula nie za bardzo była zainteresowana pecetem zagracającym jej pokój. Tak to się wszystko zaczęło, zupełnie niewinnie.
Grupa rówieśników Luli rozmawiała o jakiejś grze, omawiała postępy w graniu, osiąganie kolejnych poziomów. Lula początkowo w ogóle na te rozmowy nie reagowała. Pierwsze podejście do gry rozczarowało ją, ale pewnego rodzaju odrzucenie, którego doświadczała nie znając modnej rozrywki - sprawiło, że spróbowała jeszcze raz, i jeszcze, i jeszcze, i jeszcze... Teraz to już się jej podobało. I to bardzo.
Pewnego dnia na biurku Luli pojawia się komputer. Nie była to jej potrzeba, raczej uzasadnione myślenie jej mamy, że warto, by córka umiała się posługiwać tym narzędziem i trochę przypadek - starsza siostra Wera właśnie dostała w prezencie laptopa, jej poprzedni komputer mógł trafić do nowego użytkownika. Zostały ustalone rozsądne zasady korzystania z komputera, ale niewiele się zmieniło, bo Lula nie za bardzo była zainteresowana pecetem zagracającym jej pokój. Tak to się wszystko zaczęło, zupełnie niewinnie.
Grupa rówieśników Luli rozmawiała o jakiejś grze, omawiała postępy w graniu, osiąganie kolejnych poziomów. Lula początkowo w ogóle na te rozmowy nie reagowała. Pierwsze podejście do gry rozczarowało ją, ale pewnego rodzaju odrzucenie, którego doświadczała nie znając modnej rozrywki - sprawiło, że spróbowała jeszcze raz, i jeszcze, i jeszcze, i jeszcze... Teraz to już się jej podobało. I to bardzo.
Jak tak czytałam, zastanawiałam się, jakie będzie zakończenie. Atmosfera gęstniała, Lula miała coraz większe kłopoty, doszła do momentu, w którym już nie mogła sama poradzić sobie z sytuacją. Miałam obawy, że zakończenie będzie nieadekwatnie lekkie, że szybki happy end odbierze tej lekturze moc. Ale nie. Finał jest mocny, zarówno dla młodego czytelnika, jak i rodzica.
Katarzyna Wasilkowska umie w różne emocje, w autentyczne rodzinne relacje (np. babcia, która działa na nerwy, żartuje się z niej, ale bez straty życzliwości i szacunku!), dialogi, które nie są kwadratowe i po prostu w opowiadanie wciągających historii. Dziękujemy, polecamy.
To nasze drugie spotkanie z prozą tej autorki, wcześniej z zachwytem czytaliśmy Kilka niedużych historii. Po co mamy sięgnąć teraz? Chyba czas najwyższy nadrobić Świat Mundka, książkę nominowaną w plebiscycie Lokomotywa 2020 w kategorii tekst...
Katarzyna Wasilkowska umie w różne emocje, w autentyczne rodzinne relacje (np. babcia, która działa na nerwy, żartuje się z niej, ale bez straty życzliwości i szacunku!), dialogi, które nie są kwadratowe i po prostu w opowiadanie wciągających historii. Dziękujemy, polecamy.
To nasze drugie spotkanie z prozą tej autorki, wcześniej z zachwytem czytaliśmy Kilka niedużych historii. Po co mamy sięgnąć teraz? Chyba czas najwyższy nadrobić Świat Mundka, książkę nominowaną w plebiscycie Lokomotywa 2020 w kategorii tekst...