10 razy 10 = zabawa
Czasami człowiek, niemożliwie rozpuszczony przez los, żałuje bardzo dziwnych rzeczy. Na przykład tego, że jego dziecko umie już liczyć do dziesięciu (a nawet do dwudziestu jedenastu). No żałuje, bo taka kreatywna, nieszablonowa, po brzegi wypełniona zabawą lekcja nas ominęła! Chociaż... Jeśli spojrzeć na to z drugiej strony - lekcja nam uciekła, ale została zabawa, prawda?
Dobra, dobra, trochę sobie żartuję. Bo nowy Tullet to nie tylko liczenie do dziesięciu. 128 stron o liczeniu do dziesięciu?! To by nie przeszło! Nie u Tulleta! Są zatem, prócz liczenia do dziesięciu, cyfry. Od zera do dziesięciu. Policzyć można również kolory. A przy okazji je wymieszać. I poznać liczebniki porządkowe! W rozdziale o ciele ludzkim... Sami musicie to zobaczyć! Jest co liczyć, choć nie jest to tradycyjne liczenie jednego nosa czy dziesięciu paluszków... Są też kształty, gry, wyścigi aut i zgadywanki. Wszystko z liczeniem w tle. I wszystko takie Tulletowe :) Wiecie? Jakoś nie sądzę, bym musiała Was zachęcać do tytułów tego autora...
Bo Tulleta zwyczajnie nie wypada nie znać. I powtórzę się - zanim podsuniecie pod pulchne paluszki tablety, smartfony i inne cuda - sięgnijcie po książkę Hervé Tulleta. Którąkolwiek. Wydawnictwo Babaryba zadbało, byśmy mieli w Polsce wybór. Do tej pory ukazały się: Naciśnij mnie, A gdzie tytuł?, Turlututu. A kuku, to ja!, Kolory i najnowsza - 10 razy 10.
10 razy 10, tekst i ilustracje: Hervé Tullet
Wydawnictwo Babaryba KLIK
PS Także nie, jeszcze nie wyrastamy z Tulleta. Dziękujemy Babarybie, że pozwoliła nam się o tym kolejny raz przekonać :) Zresztą... Kiedy już wyrośniemy... Książki poczekają na nowego czytelnika, który już przebiera nóżkami z radości ;)