Tullet dla maluchów





Z łatwością potrafię sobie wyobrazić osobę, która sięga w księgarni po książkę Hervé Tulleta (jakąkolwiek), kartkuje ją i prycha z niedowierzaniem. Brew unosi się wysoko, pojawia się uśmiech niedowierzania. Może nawet, jeśli ma towarzystwo, ta osoba szturchnie znajomego łokciem i brodą wskaże na książkę. Przewróci oczami i pośpiesznie odłoży książkę na półkę. Takie to niedorysowane, te teksty jakieś takie... Czy to się w ogóle dziecku spodoba?
Wyobrażam sobie to z łatwością, bo gdyby nie lata (no tak, już lata) doświadczeń, obserwacji spotkań dziecka z książkami tego Autora, to ja może i podobnie bym reagowała. Ale sama widziałam, jak to działa. I wiem, że... działa. I kropki działają (bez prądu), gadające postaci też, potrząsanie książką również, mieszanie kolorów na sucho, liczenie... wszystkiego. Działa. Nie nudzi się.
Czy zadziała też w przypadku maluchów? W drugiej połowie ubiegłego roku Wydawnictwo Babaryba wypuściło na rynek "sztywniaczki" Hervé Tulleta, serię czterech książek o identycznym formacie i... konstrukcji. Od listopada testuje je Wojtek - sam, z naszą pomocą, z siostrą. Aktualnie to zdecydowanie czołówka, podium, najnaje z jego półeczki. Przynosi je nam bardzo często, a że nie umie delikatnie podać i rzuca... auć, to naprawdę konkretne "sztywniaczki", potrafią zadać ból ;)



tekst i ilustracje: Hervé Tullet
Wydawnictwo Babaryba KLIK


Popularne posty